- Cześć - usłyszałam w słuchawce znajomy męski głos.
- Hej ... - w duchu ucieszyłam się.
- No więc, jak tam święta ? - chłopak był zawstydzony.
- Jak zwykle, fajnie .Poznałam rodzeństwo Luka i jego rodziców. A jak u ciebie ? - śmiałam się do słuchawki.
- Dobrze, jak na razie, Trochę się nudzę bo rodzinka pałęta się i gotuje....
Usłyszałam kogoś krzyk przez słuchawkę.
- Dobra wołają mnie. Miłych świąt. Na razie.- mówił szybko.
- Wzajemnie Pa. - pożegnałam się z Dave'am
Poszłam wziąść szybki prysznic, ale skończyło się na 2 h. Jak zwykle. Potem czekałam i czekałam, ale nikt nadal się nie zjawił. Wkurzona wyszłam na spacer do pobliskiego lasku. Drzewa rozpływały się pod białą kołderką, a moje stopy zostawiały wyróżniające się ślady. Płatki śniegu delikatnie spadały mi na nagie ramiona w podkoszulku i szybko topniały. Mróz dawał mi się we znaki więc miałam już wracać, gdy zauważyłam w oddali ciemny kształt. Był to prawdopodobnie mężczyzna z siwymi włosami o wysokiej sylwetce, Zbliżyłam się trochę, aby zobaczyć co robi. Zauważyłam, że próbuje złapać małego króliczka, a w ręku ma strzelbę i celuje w zwierzątko. W myślach pojawił się przebłysk czarnego
scenariusza.
- Co pan robi ? - krzyknęłam i skoczyłam na mężczyznę Gdy ten w końcu stracił równowagę i upadł na plecy, wzięłam strzelbę i wycelowałam w niego- Miło panu, jak ktoś w pana celuje ? Miło ?
- Spokojnie, spokojnie. Przepraszam. - facet zrobił przepraszająca minę. Po chwili przykicał do niego króliczek, a ten delikatnie przesunął ręką po jego nieskazitelnie białym futrze.- Wybacz to mój królik.
- Hę ? -stanęłam jak wmurowana- To czemu do niego mierzyłeś ? - oddałam strzelbę
- Nie był mi posłuszny i uciekł. Jest najmłodszy i jeszcze trochę się buntuje. Strzelby się boi. - wstał i się otrzepał, po czym podał mi dłoń.- Jerry.
- Claire.
- No jestem pod wrażeniem. Nie każda nastolatka się na mnie rzuca- powiedział wesoło.- A tak poza tym nigdy cię tu wcześniej nie widziałem.
- Jestem tu z siostrą, jej chłopakiem i jego rodziną.
- Czyżby Cece ?
- Tak, owszem - uśmiechnęłam się na widok skwaszonej miny Jerrego.- A tak w ogóle po co panu strzelba ?
- Poluje na ptaki. Moje hobby od dzieciństwa.
- To dozwolone ?
- Oczywiście, ale tylko gdy jest sezon. Własnie się rozpoczyna. Chcesz możesz popatrzeć, ale może najpierw się ubierzesz ?
Zapomniałam, że mam na sobie podkoszulek i spodnie. Jerry podał mi dużą bluzę i poszliśmy na polowanie. Widziałam jak ptaki najpierw szybowały, a potem żałośnie spadały do dołu dziobem. Zamykałam oczy, nie chciałam na to patrzeć, ale interesowało mnie to. Nawet nie zauważyłam upływu czasu.
- Musze już chyba wracać.
- Tak, jest już 17. Wigilia, rodzina, rozumiem. - jego mina posmutniała.
- A co z pana rodziną ? - nie mogłam się powstrzymać.
- Jest daleko. Zona umarła a dzieci poszły własną drogą.
- To może... wpadnie pan na kolacje ?
-Naprawdę ? Nie wiem czy tak można ...
- Jasne, czemu nie ? To widzimy się o 20. Do zobaczenia. - pomachałam mu i pobiegłam.
Gdy weszłam do domu, usłyszałam płacz siostry.
- Zadzwońcie po policje ! Może ktoś ją uprowadził ? Zabił, zgwałcił ? Boże ... - zrobiła rozpaczliwy gest dłońmi.- A przecież ma dopiero 15 lat, moja biedna mała ?
Wszyscy siedzieli na kanapie i rozmawiali.
- Zaczekajmy jeszcze.
- Poszukajmy.- padały propozycje, od strony chłopców.
Odchrząknęłam.
- Kogo szukacie ? Chętnie pomogę. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Jesus Maryja ! - powiedziała Cece.
- Proszę pani, Jesus niema ryja, ma buzie- odpowiedziałam.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Gdzieś ty się podziewała ? Wszyscy cie szukaliśmy!
-- Poszłam na spacer, poznałam miłego pana...
- Miłego Pana ?! Co on ci zrobił ....? Kochanie ...
Znowu wpadła w histerie.
- Nic, Klaro uspokój się. Pan od królików. Zaprosiłam go dzisiaj na wigilie, bo jest sam.
- Pan Jerry ?
- Tak, bardzo miły.
- Aaa owszem, znam go, jest miły. - powiedział tata Luka.
- Okey to teraz do pracy ! Zaczynamy przygotowania.
I tak zaczęło się gotowanie sprzątanie i inne prace. Wszystko poszło gładko. Kolacja była już gotowa a ja ani słowem nie odezwałam się do chłopców którzy co chwile próbowali zwrócić na siebie uwagę Pan Jerry przyszedł i wręczył mi prezent. Był to ten królik z lasu. Długo prosiłam Klarę abym mogła go zatrzymać. W końcu się zgodziła.Do tego mężczyzna opowiedział rozbrajająco historie,gdy skoczyłam na niego z lufą w ręce, w obronie tego własnie królika. Wszyscy śmiali się do łez.
Od rodziców Luka dostałam szkatułkę z baletnicą od Luka i Klary- parę skarpetek i zestaw do pielęgnacji ciała i ostatnie... od chłopców, co było powodem dzisiejszego zniknięcia- biżuterie. Chris nawet pomógł założyć mi łańcuszek, intensywnie się przy tym czerwieniąc. Musiałam przyznać, był śliczny. Czarne perełki z czerwonymi różyczkami. Podziękowałam im wszystkim uściskiem. I tak skończył się dzień. Teraz to jeszcze czekałam na nowy rok.
Usłyszałam kogoś krzyk przez słuchawkę.
- Dobra wołają mnie. Miłych świąt. Na razie.- mówił szybko.
- Wzajemnie Pa. - pożegnałam się z Dave'am
Poszłam wziąść szybki prysznic, ale skończyło się na 2 h. Jak zwykle. Potem czekałam i czekałam, ale nikt nadal się nie zjawił. Wkurzona wyszłam na spacer do pobliskiego lasku. Drzewa rozpływały się pod białą kołderką, a moje stopy zostawiały wyróżniające się ślady. Płatki śniegu delikatnie spadały mi na nagie ramiona w podkoszulku i szybko topniały. Mróz dawał mi się we znaki więc miałam już wracać, gdy zauważyłam w oddali ciemny kształt. Był to prawdopodobnie mężczyzna z siwymi włosami o wysokiej sylwetce, Zbliżyłam się trochę, aby zobaczyć co robi. Zauważyłam, że próbuje złapać małego króliczka, a w ręku ma strzelbę i celuje w zwierzątko. W myślach pojawił się przebłysk czarnego
scenariusza.
- Co pan robi ? - krzyknęłam i skoczyłam na mężczyznę Gdy ten w końcu stracił równowagę i upadł na plecy, wzięłam strzelbę i wycelowałam w niego- Miło panu, jak ktoś w pana celuje ? Miło ?
- Spokojnie, spokojnie. Przepraszam. - facet zrobił przepraszająca minę. Po chwili przykicał do niego króliczek, a ten delikatnie przesunął ręką po jego nieskazitelnie białym futrze.- Wybacz to mój królik.
- Hę ? -stanęłam jak wmurowana- To czemu do niego mierzyłeś ? - oddałam strzelbę
- Nie był mi posłuszny i uciekł. Jest najmłodszy i jeszcze trochę się buntuje. Strzelby się boi. - wstał i się otrzepał, po czym podał mi dłoń.- Jerry.
- Claire.
- No jestem pod wrażeniem. Nie każda nastolatka się na mnie rzuca- powiedział wesoło.- A tak poza tym nigdy cię tu wcześniej nie widziałem.
- Jestem tu z siostrą, jej chłopakiem i jego rodziną.
- Czyżby Cece ?
- Tak, owszem - uśmiechnęłam się na widok skwaszonej miny Jerrego.- A tak w ogóle po co panu strzelba ?
- Poluje na ptaki. Moje hobby od dzieciństwa.
- To dozwolone ?
- Oczywiście, ale tylko gdy jest sezon. Własnie się rozpoczyna. Chcesz możesz popatrzeć, ale może najpierw się ubierzesz ?
Zapomniałam, że mam na sobie podkoszulek i spodnie. Jerry podał mi dużą bluzę i poszliśmy na polowanie. Widziałam jak ptaki najpierw szybowały, a potem żałośnie spadały do dołu dziobem. Zamykałam oczy, nie chciałam na to patrzeć, ale interesowało mnie to. Nawet nie zauważyłam upływu czasu.
- Musze już chyba wracać.
- Tak, jest już 17. Wigilia, rodzina, rozumiem. - jego mina posmutniała.
- A co z pana rodziną ? - nie mogłam się powstrzymać.
- Jest daleko. Zona umarła a dzieci poszły własną drogą.
- To może... wpadnie pan na kolacje ?
-Naprawdę ? Nie wiem czy tak można ...
- Jasne, czemu nie ? To widzimy się o 20. Do zobaczenia. - pomachałam mu i pobiegłam.
Gdy weszłam do domu, usłyszałam płacz siostry.
- Zadzwońcie po policje ! Może ktoś ją uprowadził ? Zabił, zgwałcił ? Boże ... - zrobiła rozpaczliwy gest dłońmi.- A przecież ma dopiero 15 lat, moja biedna mała ?
Wszyscy siedzieli na kanapie i rozmawiali.
- Zaczekajmy jeszcze.
- Poszukajmy.- padały propozycje, od strony chłopców.
Odchrząknęłam.
- Kogo szukacie ? Chętnie pomogę. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Jesus Maryja ! - powiedziała Cece.
- Proszę pani, Jesus niema ryja, ma buzie- odpowiedziałam.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Gdzieś ty się podziewała ? Wszyscy cie szukaliśmy!
-- Poszłam na spacer, poznałam miłego pana...
- Miłego Pana ?! Co on ci zrobił ....? Kochanie ...
Znowu wpadła w histerie.
- Nic, Klaro uspokój się. Pan od królików. Zaprosiłam go dzisiaj na wigilie, bo jest sam.
- Pan Jerry ?
- Tak, bardzo miły.
- Aaa owszem, znam go, jest miły. - powiedział tata Luka.
- Okey to teraz do pracy ! Zaczynamy przygotowania.
I tak zaczęło się gotowanie sprzątanie i inne prace. Wszystko poszło gładko. Kolacja była już gotowa a ja ani słowem nie odezwałam się do chłopców którzy co chwile próbowali zwrócić na siebie uwagę Pan Jerry przyszedł i wręczył mi prezent. Był to ten królik z lasu. Długo prosiłam Klarę abym mogła go zatrzymać. W końcu się zgodziła.Do tego mężczyzna opowiedział rozbrajająco historie,gdy skoczyłam na niego z lufą w ręce, w obronie tego własnie królika. Wszyscy śmiali się do łez.
Od rodziców Luka dostałam szkatułkę z baletnicą od Luka i Klary- parę skarpetek i zestaw do pielęgnacji ciała i ostatnie... od chłopców, co było powodem dzisiejszego zniknięcia- biżuterie. Chris nawet pomógł założyć mi łańcuszek, intensywnie się przy tym czerwieniąc. Musiałam przyznać, był śliczny. Czarne perełki z czerwonymi różyczkami. Podziękowałam im wszystkim uściskiem. I tak skończył się dzień. Teraz to jeszcze czekałam na nowy rok.