poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 12

Gdy się obudziłam, nie było nikogo w domu. Zeszłam, na dół ociągając się, aby zrobić sobie śniadanie.  Na stole leżały brudne talerzyki i szklanki po kawie. Wiedziałam,że rodzice Luka mieli jechać dzisiaj na kilka godzin do pracy. Zdziwiłam się  bo dzisiaj wigilia, ale nic nie powiedziałam. Moja siostra ze swoim narzeczonym chcieli pojechać na narty, a chłopcy mieli zostać w domu. Tylko problem w tym ,że ich także nie było. Nie byłam zła, że byłam sama, ale wkurzona, że nie zabrali mnie ze sobą. Myślałam  że dobrze się dogadujemy i jesteśmy przyjaciółmi, jednak najwidoczniej się myliłam. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- Cześć - usłyszałam w słuchawce znajomy męski głos.
- Hej ... - w duchu ucieszyłam się.
- No więc, jak tam święta ? - chłopak był zawstydzony.
- Jak zwykle, fajnie .Poznałam rodzeństwo Luka i jego rodziców. A jak u ciebie ? - śmiałam się do słuchawki.
- Dobrze, jak na razie, Trochę się nudzę bo rodzinka pałęta się i gotuje....
Usłyszałam kogoś krzyk przez słuchawkę.
- Dobra wołają mnie. Miłych świąt. Na razie.- mówił szybko.
- Wzajemnie Pa. - pożegnałam się z Dave'am
Poszłam wziąść szybki prysznic, ale skończyło się na 2 h. Jak zwykle.  Potem czekałam i czekałam, ale nikt nadal się nie zjawił. Wkurzona wyszłam na spacer do pobliskiego lasku. Drzewa rozpływały się pod białą kołderką, a moje stopy zostawiały wyróżniające się ślady. Płatki śniegu delikatnie spadały mi na nagie ramiona w podkoszulku i szybko topniały. Mróz dawał mi się we znaki więc miałam już wracać, gdy zauważyłam w oddali ciemny kształt. Był to prawdopodobnie mężczyzna z siwymi włosami o wysokiej sylwetce, Zbliżyłam się trochę, aby zobaczyć co robi. Zauważyłam, że próbuje złapać małego króliczka, a w ręku ma strzelbę i celuje w zwierzątko. W myślach pojawił się przebłysk czarnego
scenariusza.
- Co pan robi ? - krzyknęłam i skoczyłam na mężczyznę  Gdy ten w końcu stracił równowagę i upadł na plecy, wzięłam strzelbę i wycelowałam w niego- Miło panu, jak ktoś w pana celuje ? Miło ?
- Spokojnie, spokojnie. Przepraszam. - facet zrobił przepraszająca minę. Po chwili przykicał do niego króliczek, a ten delikatnie przesunął ręką po jego nieskazitelnie białym futrze.- Wybacz to mój królik.
- Hę ? -stanęłam jak wmurowana- To czemu do niego mierzyłeś ? - oddałam strzelbę
- Nie był mi posłuszny i uciekł. Jest najmłodszy i jeszcze trochę się buntuje. Strzelby się boi. - wstał i się otrzepał, po czym podał mi dłoń.- Jerry.
- Claire.
- No jestem pod wrażeniem. Nie każda nastolatka się na mnie rzuca- powiedział wesoło.- A tak poza tym nigdy cię tu wcześniej nie widziałem.
- Jestem tu z siostrą, jej chłopakiem i jego rodziną.
- Czyżby Cece ?
- Tak, owszem - uśmiechnęłam się na widok skwaszonej miny Jerrego.- A tak w ogóle po co panu strzelba ?
- Poluje na ptaki. Moje hobby od dzieciństwa.
- To dozwolone ?
- Oczywiście, ale tylko gdy jest sezon. Własnie się rozpoczyna. Chcesz możesz popatrzeć, ale może najpierw się ubierzesz ?
Zapomniałam, że mam na sobie podkoszulek i spodnie. Jerry podał mi dużą bluzę i poszliśmy na polowanie. Widziałam jak ptaki najpierw szybowały, a potem żałośnie spadały do dołu dziobem. Zamykałam oczy, nie chciałam na to patrzeć, ale interesowało mnie to. Nawet nie zauważyłam upływu czasu.
- Musze już chyba wracać.
- Tak, jest już 17. Wigilia, rodzina, rozumiem. - jego mina posmutniała.
- A co z pana rodziną ? - nie mogłam się powstrzymać.
- Jest daleko. Zona umarła a dzieci poszły własną drogą.
- To może... wpadnie pan na kolacje ?
-Naprawdę ? Nie wiem czy tak można ...
- Jasne, czemu nie ? To widzimy się o 20. Do zobaczenia. - pomachałam mu i pobiegłam.
Gdy weszłam do domu, usłyszałam płacz siostry.
- Zadzwońcie po policje ! Może ktoś ją uprowadził ? Zabił, zgwałcił ? Boże ... - zrobiła rozpaczliwy gest dłońmi.- A przecież ma dopiero 15 lat, moja biedna mała ?
Wszyscy siedzieli na kanapie i rozmawiali.
- Zaczekajmy jeszcze.
- Poszukajmy.- padały propozycje, od strony chłopców.
Odchrząknęłam.
- Kogo szukacie ? Chętnie pomogę. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Jesus Maryja ! - powiedziała Cece.
- Proszę pani, Jesus niema ryja, ma buzie- odpowiedziałam.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Gdzieś ty się podziewała ? Wszyscy cie szukaliśmy!
-- Poszłam na spacer, poznałam miłego pana...
- Miłego Pana ?! Co on ci zrobił ....? Kochanie ...
Znowu wpadła w histerie.
- Nic, Klaro uspokój się. Pan od królików. Zaprosiłam go dzisiaj na wigilie, bo jest sam.
- Pan Jerry ?
- Tak, bardzo miły.
- Aaa owszem, znam go, jest miły. - powiedział tata Luka.
- Okey to teraz do pracy ! Zaczynamy przygotowania.
I tak zaczęło się gotowanie sprzątanie i inne prace. Wszystko poszło gładko. Kolacja była już gotowa  a ja ani słowem nie odezwałam się do chłopców  którzy co chwile próbowali zwrócić na siebie uwagę  Pan Jerry przyszedł i wręczył mi prezent. Był to ten królik z lasu. Długo prosiłam Klarę  abym mogła go zatrzymać. W końcu się zgodziła.Do tego mężczyzna opowiedział rozbrajająco historie,gdy skoczyłam na niego z lufą w ręce, w obronie tego własnie królika. Wszyscy śmiali się do łez.
Od rodziców Luka dostałam szkatułkę z baletnicą  od Luka i Klary- parę skarpetek i zestaw do pielęgnacji ciała i ostatnie... od chłopców, co było powodem dzisiejszego zniknięcia- biżuterie. Chris nawet pomógł założyć mi łańcuszek, intensywnie się przy tym czerwieniąc. Musiałam przyznać, był śliczny. Czarne perełki z czerwonymi różyczkami. Podziękowałam im wszystkim uściskiem. I tak skończył się dzień. Teraz to jeszcze czekałam na nowy rok.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz