czwartek, 15 sierpnia 2013

Epilog

Persp. Mel
Przede mną rozciągała się nienaturalna jasność lecz za mną mrok ogarnął wszystko co możliwe. Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Zaczęłam się rozglądać, w oddali zobaczyłam jakąś postać. Podchodzą coraz bliżej poznałam w niej moją babcię, która stała z uśmiechem i wyciągniętą ręką w moim kierunku. Chciałam ją chwycić by poczuć się bezpiecznie, ale głos który odbijał się od przestrzeni sprawił że opuściłam rękę wsłuchując się w słowa wypowiadane ze smutkiem i rozpaczą w głosie. Znałam ten głos. Głos tak bliski mojemu sercu. Głos, którego chciałam słuchać do końca swoich dni. Głos, który tak bardzo kochałam, a który tak mnie rani. Należał on do Matthew. Wsłuchując się w jego monolog usłyszałam te dwa najważniejsze słowa. Kocham Cię. W tym momencie moje serce zaczęło bić szybciej a oddech przyspieszył. On mnie kocha? Nie mogłam w to uwierzyć. To jak bajka Disneya. Popatrzyłam na babcię, która z uśmiechem opuściła rękę.
- Idź kochanie. To jeszcze nie Twój czas. Wróć do nich i pokaż na co Cię stać- uśmiechnęła się i odwróciła pozwalając by pochłonęła mnie ciemność. 
Usłyszałam pikanie aparatury przez co ból głowy był nie do zniesienia. Poczułam że ktoś trzyma moją rękę, ale nie mogłam zobaczyć kto to, ponieważ moje oczy były strasznie ociężałe, a gardło za suche by wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Nie było też mowy o tym bym mogła ruszyć ręką. Wydawała się tak cholernie ciężka.Mój oddech był miarowy, a serce pracowało w normalnym tempie. Starałam skupić swoją uwagę na tym by otworzyć oczy. Jednak było to trudne, ponieważ głos Matthew rozbrzmiewał ciągle w pomieszczeniu obijając się o moje uszy.Nigdy nie przypuszczałam że zapragnę by w końcu zamilkł. Potrzebowałam dość długą chwile by otworzyć oczy, ale gdy to zrobiłam automatycznie je zamknęłam, ponieważ białe ściany i słońce tworzyły rażący biel, który nie jest zbyt dobrym pomysłem. Powoli otwierałam oczy by pozwolić sobie przyzwyczaić się do jasności.


10 lat później (1.03.2023)

Po wypadku otrząsnęłam się dość szybko. Obyło się na szczęście bez rehabilitacji. Po skończeniu gimnazjum stwierdziłam że chce iść w kierunku prawa. I tak też zrobiłam. Niedawno zakończyłam studia, aplikacje i te wszystkie pierdoły z tym związany. Mogę powiedzieć że jestem świeżo upieczoną prawniczką. W przyszłości planuje otworzyć własną kancelarię, ale najpierw muszę zająć się Adrianną. A tak bo wy nic nie wiecie. Po tym jak Matthew w szpitalu wyznał że mnie kocha byliśmy razem. Całe gimnazjum itd. 3 lata temu oświadczył mi się. Ślub planujemy na 15 lipca tego roku. Jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwa. No i mamy półtora roczną córeczkę Adriannę jak już wcześniej wspomniałam.
Razem z Mattem kupiliśmy dom niedaleko naszych rodzin. Jak dla nas był wystarczająco duży. Choć
planujemy mieć jeszcze jedno dziecko.
Co do Clair była przez 2 lata z Davem, ale nie układało się im zbyt dobrze i oboje rozstali się w zgodzie. Pomijając mały szczegół że zawarli umowę. Chodzi w niej mniej więcej o to że jeżeli oboje nie znajdą nikogo przed trzydziestką w tedy wezmą ślub razem. Dziwne prawda? No, cóż nikt nie mówił że jesteśmy normalni.

Perspektywa Claire

Nowy rok stał się początkiem niespodziewanych zmian. I nie wchodzą tu w grę noworoczne postanowienia, ale zmiany na które nie miałam wpływu. Coś co uczyniło ten dzień początkiem mojego nowego życia, początkiem nieznanego.
Dzisiaj składam bukiet czerwonych róż na kamiennym nagrobku, który sprawiał, że wspomnienia wracały w nieokiełznanym tempie. Nie potrafiłam powstrzymać łez.
Dzisiaj kończę dwadzieścia cztery lata. Po raz kolejny będę zdmuchiwać świeczki, świętować i pić alkohol z najwyższej półki. Jednak od dziesięciu lat robię to sama.
Uśmiechnęłam się przez łzy, popatrzyłam ostatni raz na wyryty napis na nagrobku i odeszłam. Widniało tam imię mojej siostry i szwagra, których po mojej magicznej nocy już nigdy nie zobaczyłam.

Nasza historia wciąż się toczy. Nie dobiegła jeszcze końca. Ale myślę że zakończy się Happy Endem, tak jak w romansidłach. Do zobaczenia, może kiedyś.


--------------------------------------
S: To koniec opowiadania o 4 przyjaciół. Cóż wiem że nie jest to jedno z najlepszych opowiadań i chcę za to przeprosić. Był to jako taki mój pierwszy blog i dlatego pewnie nie jest jakiś specjalnie dobry. Tak szczerze mówiąc pierwsze chciałam zabić Mell i wprowadzić nową bohaterkę, ale stwierdziłam że to i tak nie ma sensu. A teraz zapraszam na mojego nowego bloga, którego prowadzę sama.

Zwykła dziewczyna.
Niezwykły chłopak.
Co się stanie gdy ona dostanie szansę na spełnienie swoich marzeń?
Co się stanie gdy tych dwoje się pozna?
Jedno kłamstwo, jedna pasja i jeden dzień odmieni wszystko.

Zapraszam na : Faith in dreams can work wonders

Dziękuję że byliście tu z nami przez te 8 miesięcy.
Kocham Was :*
Wasza Silly-Dreams <3

C: Nigdy nie zapomnę dnia, w którym razem z Mell wpadłyśmy na ten pomysł. Haha, to było takie szybkie, że teraz jak pomyślę zbyt drastyczne. Mimo, że omawiałyśmy na przerwach plany co do blogu i tak nie zaplanowałyśmy tego dobrze. Czego szczerze żałuję, bo zapowiadało się nieźle. To też był mój pierwszy blog i to czyni go moim ulubionym <3

Chcę Wam podziękować, za to, że byliście z nami aż do końca :)
I oczywiście Silly, za to, że ze mną wytrzymała przez te początki :*

Pozdrawiam i życzę Wam, żebyście prowadzili blog lepiej niż my :D

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 15

Zaraz po powrocie do Londynu umówiłam się na zakupy z Lisą. Były one naprawdę udane. Odstresowałam, wyżaliłam się i co najważniejsze opowiedziałam jej co się działo w Polsce. Właśnie wracałam do domu z galerii. Podeszłam do pasów, popatrzyłam w jedną i drugą stronę, nic nie jechało więc spokojnie mogłam przejść przez ulicę. Gdy byłam w połowie pasów usłyszałam samochód, który zbliżał się do mnie coraz szybciej. Spojrzałam w tę stronę zobaczyłam światła reflektorów, strach sparaliżował całe moje ciało, nie mogłam się ruszyć i poczułam uderzenie. Ostatnie co usłyszałam to pisk opon.

~Z perspektywy Alice <mama Melanii>~
Gotowałam obiad gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wytarłam ręce o ścierkę. Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale przeczuwałam że to nie będzie nic przyjemnego. Podeszłam do drzwi, spojrzałam przez wizjer i zobaczyłam policjanta. Moje serce przyspieszyło, a w głowie pojawiło się milion myśli.
- Dzień dobry. Pani Alice Jonson? - zapytał z powagą na twarzy.
- Dzień dobry. Tak to ja. A o co chodzi?- mój głos zaczął drżeć ze strachu.
- Pani córka Melanii została potrącona przez pijanego kierowcę, a jej stan jest bardzo ciężki.- gdy usłyszałam te słowa z oczu poleciała mi rzeka łez. Nie mogłam uwierzyć w to że moja córka miała wypadek. Zsunęłam się po drzwiach, wylewając z siebie kolejną dawkę łez.- Jeżeli chciała by pani ją zobaczyć przewieźli ją do szpitala Św. Tomasza. 
Szybko zerwałam się z ziemi biorąc torebkę wraz z kluczami od samochodu, ubierając na siebie płaszcz. Policjant zaproponował że zawiezie mnie tam, ponieważ w mim stanie mogłabym coś zrobić. W czasie gdy jechaliśmy do szpitala ja zadzwoniłam do Toma z tą smutną wiadomością. I jak zwykle trafiłam na sekretarkę. W sumie to normalne u niego gdy był w delegacji. Gy dojechaliśmy, wybiegłam z radiowozu jak strzała. Recepcjonistka spojrzała na mnie jak na idiotkę, która dopiero co wyszła z psychiatryka.
- Gdzie leży Melanii Jonson?- spytałam dusząc się łzami.
- 2 piętro sala 126.
-Dziękuję.- odpowiedziałam,biegnąc do schodów.  W sali znalazłam się w mgnieniu oka. Gdy otworzyłam drzwi zamarłam. Moja jedyna córka była cała blada, a jej ciało pokrywał gips. Zaniemówiłam. Na trzęsących się nogach podeszłam do łóżka, siadając na krześle złapałam jej dłoń w uścisk. W myślach zaczęłam się modlić żeby przeżyła, żeby wyszła z tego cało.
Po godzinie do sali wpadł zdyszany Matthew. "Skąd on wiedział że jest w szpitalu?"- pomyślałam, ale stwierdziłam że dowiedział się od Toma. Skinęłam tylko głową na niego. Podszedł do łóżka mojej córki i chwycił ją za rękę. Widziałam że w jego oczach błyszczą łzy. Postanowiłam że zostawię go samego przy jej łóżku, a sama pójdę na kawę.

~Z perspektywy Matthew~
Gdy tylko dowiedziałem się od P. Toma że Mell jest w szpitalu od razu postanowiłem do niej pojechać. Do oczu napływały mi łzy, a myśl że mogę ją stracić wypełniała całą moją głowę. Nie chciałem by odchodziła, była dla mnie całym moim światem. Gdybym tylko powiedział jej co do niej czuje albo gdybym coś zrobił w tym kierunku. Może nie było by jej tu teraz. Miałem straszne wyrzuty sumienia. Gdy już dotarłem do szpitala to nawet nie czekałem na windę tylko jak najszybciej wbiegłam po schodach. Wpadłem zdyszany do sali gdzie była jej mama. Gdy mnie zobaczyła skinęła głową. Podszedłem do jej łóżka i chwyciłam jej rękę, a w tym czasie Pani Alice wyszła z sali.
- Mell proszę Cię nie zostawiaj mnie tu samego. Dobrze wiesz że bez Ciebie nie będę potrafił normalnie funkcjonować. Kocham Cię, rozumiesz to? - mój głos po wypowiedzeniu tego zdania po prostu się załamał. łzy spływały mi po policzkach strumieniem. - Skarbie proszę nie zostawiaj mnie tu samego. Masz dla kogo żyć. Jestem ja, Clair, Dave, Lisa, Twoi rodzice i masz jeszcze przed sobą całe życie. Proszę Cię daj mi jakiś znak że mnie słyszysz.- spuściłem głowę pozwalając łzą opaść na szarą podłogę.


Przepraszam że taki krótki, ale nie mam weny.
Jakoś ostatnio nie mam czasu ani ochoty pisać.
Ale jak już trzeba to coś z siebie wykrzesałam.
Mam nadzieję że się podoba i że choć 2 komentarze się pojawią pod tym rozdziałem.
Wasza jedyna Silly_Dreams :D

Mój twitter: @Iwona_Beliebers
I ask: http://ask.fm/IwonaSkrudlik

Zapowiedź rozdziału 15

Zaraz po powrocie do Londynu umówiłam się na zakupy z Lisą. Były one naprawdę udane. Odstresowałam, wyżaliłam się i co najważniejsze opowiedziałam jej co się działo w Polsce. Właśnie wracałam do domu z galerii. Podeszłam do pasów, popatrzyłam w jedną i drugą stronę, nic nie jechało więc spokojnie mogłam przejść przez ulicę. [...]

[...] Szybko zerwałam się z ziemi biorąc torebkę wraz z kluczami od samochodu, ubierając na siebie płaszcz. Policjant zaproponował że zawiezie mnie tam, ponieważ w mim stanie mogłabym coś zrobić. [...]

[...]Skinęłam tylko głową na niego. Podszedł do łóżka mojej córki i chwycił ją za rękę. Widziałam że w jego oczach błyszczą łzy. Postanowiłam że zostawię go samego przy jej łóżku, a sama pójdę na kawę. [...]


Jak podoba się Wam zapowiedź?? 
Będzie trochę smutno, ale nie mam humoru i jestem zła na pewnego "kogoś".
Claire wie o kogo chodzi ;D
Reszta rozdziału dziś albo jutro.

A tymczasem zapraszam na mojego własnego bloga 
Opowiada on o dziewczynie, która dzięki swojej pasji i jednemu pokazowi tanecznemu wygrywa przepustkę do lepszego życia.


sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 14

Tak to już właśnie ten dzień. Dzień, na którego oczekiwałam przez bardzo długi czas. Bardzo mnie to cieszy. Po tym jak zostało wyjaśnione wszystko z chłopakami, uznałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Całe dnie spędziliśmy na rozmowach, filmach i wycieczkach w góry. A tak ... jeszcze mój królik. Już się oswoił, nie odstępuje mnie na krok Nawet w nocy wtula swoje białe futerko w mój brzuch lub twarz. Nazwałam go Kevin. Nie wiem czemu, po prostu ostatnio oglądałam Jonas Brothers i tak się złożyło.
Nikt się tak bardzo nie cieszył na myśl spędzenia razem sylwestra, jak ja. Ale czemu byłam taka radosna ? Może dlatego,że Robbie, miał wynająć na dzisiaj sale prywatnie ? A może dlatego, że miałam jechać z Klarą i Cece na zakupy, aby olśnić chłopaków ? Miałam wiele powodów do szczęścia, jednak był jeden, z którego się nie cieszyłam. Jutro wyjeżdżamy do domu. Koniec przerwy świątecznej, ale czemu zdawało mi się, że to też koniec, naszej przyjaźni z Chrisem,Chuckiem i Shane'em ? Hmm... chyba zadaje za wiele pytań.
- Claire ! Gotowa ? -siostra wrzasnęła na mnie z dołu. Chociaż było to dość głośne, potrafi lepiej, Ma głos tak silny, że czasami Kevin kryję główkę pod pierzyna.
- Już idę ....
Ubrałam pośpiesznie kozaczki i zeszłam. Chłopców nie było. Mieli przygotować sale i przekąski.
Wsiadłam szybko do auta i odjechałyśmy. Mijałyśmy całą masę drogich sklepów z ciuchami, na które mnie nie stać. A gdzie się zatrzymałyśmy ? W tym naj naj naj droższym. Gdy zapytałam o to Klarę, powiedziała, że kupi mi co będę chciała. Tylko skąd ona ma wziąść na to kasę...
Cece zaczęła się rozglądać. W jej rękach znalazła się złota sukienka z głębokim dekoltem i prostsza, niebieska na szyje. O wiele lepiej prezentowała się w tej drugiej, więc poinformowałam ją o tym. Klara przyznała mi rację. I już jedną sukienkę, miałyśmy z głowy. Klara z osiem jak nic, ale tylko w jednej było jej do twarzy, choć była naprawdę śliczna. Niebieska,szmaragdowa do kolan z cekinami i gorsetem. Jej kolory i krój.  I zostałam tylko ja. Dawały mi tyle sukienek, że myślałam, że zwariuje. A jakie ceny... Ale jedna przykuła moją uwagę, prosta i nie droga. Krótka i różowa. Oczywiście zgodziłam się na jej zakup.
Myślałam, ze dojedziemy potem do domu,ale jak zwykle się myliłam. Buty biżuteria i ozdoby.
Wybiła 17, gdy kończyłyśmy wizytę u fryzjera i kosmetyczki. Zanim się przebrałyśmy poszłyśmy na lunch,a potem do domu. To właśnie tam, miała nastąpić przemiana.
Można powiedzieć, że byłam zazdrosna. Cece i Klara wyglądały olśniewająco, każda na swój sposób wyjątkowo. A ja ? Prosto, normalnie. Zaczęłam żałować, że nie wybrałam innej, nieco droższej sukienki.
- Jeej , kochanie wyglądasz cudownie.
- Nieprawda ...
- Ależ, tak ! - wykłócały się.
Jeśli chodzi o mój wygląd. Zdaje sobie sprawę jaka jestem. Wiem, ze ludzie mówią miłe rzeczy jedynie z poczucia obowiązku, więc skończyłam tą bezsensowną kłótnie.
Po dwóch godzinach, wsiadałyśmy do auta. Moja ekscytacja w tym czasie, gdzieś uleciała, a sama byłam nieco przybita. W czasie jazdy, przypomniał mi się Dave. Nie wiem czemu tak nagle, ogólnie w czasie świąt nie myślałam o nim za często, choć między nami do czegoś doszło.
Ale bałam się ... bałam, ze to się skończy tak jak w przypadku Nicka. To za wiele jak dla mnie.
Właśnie dojeżdżaliśmy do budynku, w którym miała się odbyć impreza. Nie mogłam pojąc jak ten czas szybko leci. W każdym przypadku.
Pamiętam jeszcze rozpoczęcie roku szkolnego i moje zaspanie, historię z Nickiem i Chloe, która potem mnie pobiła w czasie wycieczki szkolnej do kina. Opuchlizna już znikła, ale, gdyby ktoś się mi przyjrzał z bliska, wiedziałby od razu, że nie spotkało mnie nic dobrego.
Weszłam do sali jako pierwsza. I odjęło mi mowę. Sala yła przepięknie urządzona. Dużo miejsca na taniec, a także na spożycie posiłku.
Gdybym nie wiedziała, ze to Sylwester ma się tu odbyć, pomyślałabym, ze będzie jakiś ślub.
Rozejrzałam się szukając znajomej osoby. Część gości już było. Były to osoby z rodziny Cece. Zaczęłam się uśmiechać i przechodzić przez tłumy. Nagle na drodze stanęła mi długowłosa dziewczyna z rudymi włosami. Niechcący na nią wpadłam, przewracając kieliszka z napojem, które niosła w ręce. Płyn wylał się na jej jasną sukienkę, robiąc brzydką plamę na materiale. Nastolatka popatrzyła na mnie z nienawiścią. Nie chciałam wszczynać awantury, w taki wyjątkowy dzień. Wzięłam ją za rękę i poprowadziłam do łazienki.
Po kilku minutach plamy nie było, a obydwie śmiałyśmy się z naszego spotkania. Choć miała groźne spojrzenie była bardzo miła. Nazywała się Miranda i była bliską przyjaciółką Chrisa. Można powiedzieć, że choć znałyśmy się zaledwie kilkadziesiąt minut, wiedziałyśmy, ze jedziemy na tych samych falach. Z uśmiechem wyszłyśmy z łazienki i udałyśmy się na parkiet. Tańczyłyśmy do piosenki " We found love" Rihanny, gdy usłyszałam wołanie mojego imienia.  Właścicielem tego był Chris. Powoli się odwróciłam, ukazując przy tym swoją zdziwioną twarz,

____________________________________________________________________________

Cześć ! :P Tym razem to ja, Claire ;)
Chciałabym wam podziękować, za taką ilość wyświetleń. Mimo, ze nie jest to dużo, to bardzo wiele znaczy :D Więc, dziękuję :)

Byłą teraz bardzo długa przerwa ze względu szkoły i innych drobiazgów, ale teraz będziemy się starać dodawać rozdziały na czas :)

Pozdrawiam !

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 13


Właśnie mierze kolejną sukienkę, która wybrała mama wraz z ciocią. To chyba dwudziesta z kolei. No ileż można? Mierzyłam już niebieską, zieloną, różową, czerwoną, żółtą, pomarańczową, ale to co mam właśnie na sobie napełnia mnie zachwytem. Najprostsza czarna sukienka, a na niej „narzutka” z czarnej koronki. Rękaw ¾ i wycięte plecy z jednym paskiem na środku pleców to jest to o czym marzyłam. Wyszłam z małego pomieszczenia zwanego przymierzalnią i pokazałam się moim towarzyszką. Gdy mnie zobaczyły zaniemówiły. Po chwili już w moim posiadaniu znajdowała się owa sukienka. Mama kupiła sobie zwykłą sukienkę w morskim odcieniu niebieskiego, która pod biustem miała czarny pasek. Ciocia za to ma w posiadaniu żółtą sukienkę z przedłużanym tyłem. Do kupienia zostały nam tylko dodatki. Ja postawiłam na zwykłe czarne obcasy, złote bransoletki oraz złoto czarną kopertówkę. Mama z ciocią wybrały czarne botki, kopertówki w odcieniu swoich sukienek  oraz srebrną biżuterię. Po kilku godzinnej przebieżce po sklepach poszłyśmy do kawiarenki , zamawiając czekoladę wraz z szarlotką. Dziś byliśmy zaproszeni na sylwestra do państwa Walker. Podobno to oni urządzają najlepsze imprezy w tej dzielnicy. Ok. trzynastej wraz z mamą i ciocią skierowałyśmy się w stronę fryzjera i kosmetyczki. Spędziłam tam trzy godziny. Już po godzinie siedzenia zaczęło mnie wszystko boleć, nie potrafiłam spokojnie wysiedzieć jednak starałam się tego po sobie nie dać poznać. Choć nie powiem efekt końcowy był powalający. Włosy zostały potraktowane lokówką i były upięte w kucyka, gumką z dużym kwiatem. Makijaż był wykonany z perfekcją . Na oku znajdowała się delikatna kreska, a powieka była muśnięta złotym i brązowym cieniem. Delikatny róż na kości policzkowej i pomadka w kolorze neutralnym dopełniła całości. Gdy wszystko było skończone pojechałyśmy do domu szybko się przebrać gdyż na siedemnastą mieliśmy być już u państwa Walker. W tempie natychmiastowym ubrałyśmy nasze kreacje i już wsiadałyśmy do samochodu, w którym czekali na nas tata, wujek i babcia. Gdy mijaliśmy kolejne domy myślałam o Matthew. Ciekawe co robi. Nie dostałam od niego żadnego sms z życzeniami świątecznymi. Chyba że zapomniał o swojej dziewczynie.
Półtorej godziny później.
Impreza trwała w najlepsze, a ja? Bawiłam się bardzo dobrze. Tańczę sobie właśnie z Nikodemem przy taktach „Green Day- 21 Guns”. Wtulona w niego wyobrażam sobie że tańczę z Matt’ym. Gdy piosenka się skończyła poszłam sprawdzić godzinę, a przy okazji chciałam zobaczyć czy nie dostałam jakiegoś sms. No i na moje szczęście bądź nie szczęście w mojej skrzynce znajdowała się wiadomość od Lisy. Łzy zaszły mi łzami, a w głowie pojawiło się pytanie „ Jak on mógł to zrobić?”. Nie mogła w to uwierzyć. Chciałam do niego zadzwonić, ale coś mi nie pozwalało. Postanowiłam że na razie dam sobie z tym spokój. Podeszłam do Nicka i dalej bawiliśmy siew najlepsze. Starałam się o tym nie myśleć. Gdy było za dziesięć dwunasta wszyscy wyszli na pole. Ubrałam swój płaszczyk i wyszłam przed dom gdzie dostałam kieliszek z szampanem. Obok mnie zjawił się młody Walker. Zaczęliśmy rozmawiać gdy zaczęło się odliczanie zapatrzyłam się w jego niebieskie tęczówki. Gdy wybiła północ nasze usta złączyły się w pocałunku. I tak o to właśnie zaczęłam Nowy Rok. 
Przytuliłam się do chłopaka i razem patrzyliśmy na niebo, które rozbłysło dzięki fajerwerkom.  Dzięki niemu zapomniałam o Matt’ym. Byłam szczęśliwa i chciałam żeby to trwało wiecznie. Niestety nic nie trwa wiecznie. Wtuleni w siebie poszliśmy do mojego pokoju. Rozmawialiśmy jeszcze długo. Obudziłam się z głową na torsie Nikodema. Przywiązałam się do tego chłopaka strasznie, ale dziś wyjeżdżałam do Londynu. Było mi z tego powodu przykro. Prawdopodobnie znalazłam tego jedynego, ale że moje szczęście jest przeogromne to pewnie go straciłam.
- Cześć piękna - usłyszałam radosny głos mojego towarzysz.
-Hej - odpowiedziałam uśmiechając się.- Która godzina?
- Około 10, a czemu pytasz?
- Cooo?! O kurcze.- wstałam szybko się ubierając.
- Ej, Eli co jest?
- Umówiłam się z Anką, na mieście o 11. - jego mina mówiła sama za siebie. Ubrałam t-shirt z jakimś nadrukiem i szorty nie przejmując się obecnością chłopaka w pokoju. W biegu wparowałam do łazienki robiąc wszystko naraz. Wzięłam telefon i jakąś kasę i zbiegłam na dół zjeść coś. 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Hej ;)


Hej ;)


Ja was naprawdę przepraszam że nie ma kolejnego rozdziału.
Ale nie potrafię go napisać.
Mam taki mętlik w głowie, życiu że nie daje rady.
Wymiękam, nie daję rady brnąć w to wszystko.
Mam mieszana uczucia.
A to że nie daje sobie pomóc bardziej mi pląta życie.
Ale taka jestem.
Więc na jakiś czas robię sobie przerwę w pisaniu.

Przepraszam Was <3

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 12

Gdy się obudziłam, nie było nikogo w domu. Zeszłam, na dół ociągając się, aby zrobić sobie śniadanie.  Na stole leżały brudne talerzyki i szklanki po kawie. Wiedziałam,że rodzice Luka mieli jechać dzisiaj na kilka godzin do pracy. Zdziwiłam się  bo dzisiaj wigilia, ale nic nie powiedziałam. Moja siostra ze swoim narzeczonym chcieli pojechać na narty, a chłopcy mieli zostać w domu. Tylko problem w tym ,że ich także nie było. Nie byłam zła, że byłam sama, ale wkurzona, że nie zabrali mnie ze sobą. Myślałam  że dobrze się dogadujemy i jesteśmy przyjaciółmi, jednak najwidoczniej się myliłam. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- Cześć - usłyszałam w słuchawce znajomy męski głos.
- Hej ... - w duchu ucieszyłam się.
- No więc, jak tam święta ? - chłopak był zawstydzony.
- Jak zwykle, fajnie .Poznałam rodzeństwo Luka i jego rodziców. A jak u ciebie ? - śmiałam się do słuchawki.
- Dobrze, jak na razie, Trochę się nudzę bo rodzinka pałęta się i gotuje....
Usłyszałam kogoś krzyk przez słuchawkę.
- Dobra wołają mnie. Miłych świąt. Na razie.- mówił szybko.
- Wzajemnie Pa. - pożegnałam się z Dave'am
Poszłam wziąść szybki prysznic, ale skończyło się na 2 h. Jak zwykle.  Potem czekałam i czekałam, ale nikt nadal się nie zjawił. Wkurzona wyszłam na spacer do pobliskiego lasku. Drzewa rozpływały się pod białą kołderką, a moje stopy zostawiały wyróżniające się ślady. Płatki śniegu delikatnie spadały mi na nagie ramiona w podkoszulku i szybko topniały. Mróz dawał mi się we znaki więc miałam już wracać, gdy zauważyłam w oddali ciemny kształt. Był to prawdopodobnie mężczyzna z siwymi włosami o wysokiej sylwetce, Zbliżyłam się trochę, aby zobaczyć co robi. Zauważyłam, że próbuje złapać małego króliczka, a w ręku ma strzelbę i celuje w zwierzątko. W myślach pojawił się przebłysk czarnego
scenariusza.
- Co pan robi ? - krzyknęłam i skoczyłam na mężczyznę  Gdy ten w końcu stracił równowagę i upadł na plecy, wzięłam strzelbę i wycelowałam w niego- Miło panu, jak ktoś w pana celuje ? Miło ?
- Spokojnie, spokojnie. Przepraszam. - facet zrobił przepraszająca minę. Po chwili przykicał do niego króliczek, a ten delikatnie przesunął ręką po jego nieskazitelnie białym futrze.- Wybacz to mój królik.
- Hę ? -stanęłam jak wmurowana- To czemu do niego mierzyłeś ? - oddałam strzelbę
- Nie był mi posłuszny i uciekł. Jest najmłodszy i jeszcze trochę się buntuje. Strzelby się boi. - wstał i się otrzepał, po czym podał mi dłoń.- Jerry.
- Claire.
- No jestem pod wrażeniem. Nie każda nastolatka się na mnie rzuca- powiedział wesoło.- A tak poza tym nigdy cię tu wcześniej nie widziałem.
- Jestem tu z siostrą, jej chłopakiem i jego rodziną.
- Czyżby Cece ?
- Tak, owszem - uśmiechnęłam się na widok skwaszonej miny Jerrego.- A tak w ogóle po co panu strzelba ?
- Poluje na ptaki. Moje hobby od dzieciństwa.
- To dozwolone ?
- Oczywiście, ale tylko gdy jest sezon. Własnie się rozpoczyna. Chcesz możesz popatrzeć, ale może najpierw się ubierzesz ?
Zapomniałam, że mam na sobie podkoszulek i spodnie. Jerry podał mi dużą bluzę i poszliśmy na polowanie. Widziałam jak ptaki najpierw szybowały, a potem żałośnie spadały do dołu dziobem. Zamykałam oczy, nie chciałam na to patrzeć, ale interesowało mnie to. Nawet nie zauważyłam upływu czasu.
- Musze już chyba wracać.
- Tak, jest już 17. Wigilia, rodzina, rozumiem. - jego mina posmutniała.
- A co z pana rodziną ? - nie mogłam się powstrzymać.
- Jest daleko. Zona umarła a dzieci poszły własną drogą.
- To może... wpadnie pan na kolacje ?
-Naprawdę ? Nie wiem czy tak można ...
- Jasne, czemu nie ? To widzimy się o 20. Do zobaczenia. - pomachałam mu i pobiegłam.
Gdy weszłam do domu, usłyszałam płacz siostry.
- Zadzwońcie po policje ! Może ktoś ją uprowadził ? Zabił, zgwałcił ? Boże ... - zrobiła rozpaczliwy gest dłońmi.- A przecież ma dopiero 15 lat, moja biedna mała ?
Wszyscy siedzieli na kanapie i rozmawiali.
- Zaczekajmy jeszcze.
- Poszukajmy.- padały propozycje, od strony chłopców.
Odchrząknęłam.
- Kogo szukacie ? Chętnie pomogę. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Jesus Maryja ! - powiedziała Cece.
- Proszę pani, Jesus niema ryja, ma buzie- odpowiedziałam.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Gdzieś ty się podziewała ? Wszyscy cie szukaliśmy!
-- Poszłam na spacer, poznałam miłego pana...
- Miłego Pana ?! Co on ci zrobił ....? Kochanie ...
Znowu wpadła w histerie.
- Nic, Klaro uspokój się. Pan od królików. Zaprosiłam go dzisiaj na wigilie, bo jest sam.
- Pan Jerry ?
- Tak, bardzo miły.
- Aaa owszem, znam go, jest miły. - powiedział tata Luka.
- Okey to teraz do pracy ! Zaczynamy przygotowania.
I tak zaczęło się gotowanie sprzątanie i inne prace. Wszystko poszło gładko. Kolacja była już gotowa  a ja ani słowem nie odezwałam się do chłopców  którzy co chwile próbowali zwrócić na siebie uwagę  Pan Jerry przyszedł i wręczył mi prezent. Był to ten królik z lasu. Długo prosiłam Klarę  abym mogła go zatrzymać. W końcu się zgodziła.Do tego mężczyzna opowiedział rozbrajająco historie,gdy skoczyłam na niego z lufą w ręce, w obronie tego własnie królika. Wszyscy śmiali się do łez.
Od rodziców Luka dostałam szkatułkę z baletnicą  od Luka i Klary- parę skarpetek i zestaw do pielęgnacji ciała i ostatnie... od chłopców, co było powodem dzisiejszego zniknięcia- biżuterie. Chris nawet pomógł założyć mi łańcuszek, intensywnie się przy tym czerwieniąc. Musiałam przyznać, był śliczny. Czarne perełki z czerwonymi różyczkami. Podziękowałam im wszystkim uściskiem. I tak skończył się dzień. Teraz to jeszcze czekałam na nowy rok.


wtorek, 5 marca 2013

Rozdział 11 cz. 2

Persp. Melanii :

Ehhh.... W końcu jesteśmy. Po więcej niż 2 godzinach dobrze jest rozprostować kości. Właśnie postawiłam swoją nogę na Polskiej ziemi, a dokładniej w Gdynii. Przez słuchawki, które miałam na uszach nie słyszałam nic poza muzyka wydobywającej się z głośniczków. W chwili gdy weszłam na płytę lotniska leciała piosenka Kelly Clarkson "Because of you", a w myśli miałam słowa WITAJ W DOMU. Wychodząc z lotniska ciągnęłam za sobą dużą czerwoną walizkę. Mijałam wielu ludzi śpieszących się na samolot. A takty muzyki, które leciały przez słuchawki, sprawiały że wyglądało to jak w jakimś teledysku. Wyszliśmy poza budynek i od razu poczułam powiew zimnego wręcz lodowatego wiatru. No tak w Polsce była dużo sroższa zima niż u nas w Londynie. Szczelniej otuliłam się szalem i rozglądnęłam się po okolicy. Na pierwszym planie było widać postój taksówek, na którym niecierpliwie czekały samochody by odwieść ludzi do domów. Kolejną rzeczą, na którą zwróciłam uwagę to ludzie śpieszący się na samolot bądź do rodziny udając się do taksówek. Biały, puszysty śnieg, który okrywał całą możliwą powierzchnię sprawił że uśmiech na mojej twarzy zrobił się jeszcze większy. Po chwili ktoś szarpnął mnie za rękę. Odwróciwszy się zobaczyłam starszą panią. Na oko ok 50 lat. Od razu poznałam w niej moją ukochaną babcię. Przytuliłam się do niej. Miała na sobie długi czarny płaszcz,zapinany na guziki, jasne spodnie i brązowe buty ze skóry, a jej głowę przyozdabiała szara czapka. Rozmawialiśmy idąc w stronę samochodu. Usiadłam na fotelu obitym jasną skórą. W środku pojazdu siedzenia były skierowane do siebie, po prawej stronie od wejście mieścił się mini barek. Nie ma się co dziwić jeżeli jedzie się limuzyną. Moja babcia była bogatą kobietą, ponieważ odziedziczyłam po zmarłym mężu sieć sklepów odzieżowych. W drodze do domu babci ciągle o czymś rozmawialiśmy. Nawet nie miałam głowy do tego żeby oglądać krajobraz mijający za oknem. Gdy dojechaliśmy do posesji, wychodząc z pojazdu moim oczom ukazał się przepiękny dom, a raczej willa. Stałam tak już dłuższą chwilę nie mogąc oderwać wzroku od tak pięknego budynku. Wchodząc do holu moim oczom ukazało się przepiękne wnętrze budynku. Na beżowych ścianach wisiało wiele przepięknych obrazów i zdjęć. Po lewej stronie mieściła się kuchnia, a po prawej salon. Na końcu korytarza byłe drewniane schody prowadzące na piętro. Kuchnia była urządzona w nowoczesny sposób. Ciemne meble i jasne ściany komponowały się idealnie. Na środku kuchni stał duży stół jadalny, na którym stały świeże kwiaty. Salon był urządzony w bardzo podobnych barwach co kuchnia. Na przeciwko wejścia do salonu była przeszklona ściana, przez którą było widać morze. Na środku stała czarna sofa, a przed nią szklany stolik. Panele w tym pokoju były jasne, w kącie pokoju stał duży kwiat. Ściągnęłam z siebie płaszcz oraz buty. Babcia zaprowadziła mnie do mojego tymczasowego pokoju. Gdy otworzyła przede mną drzwi zaniemówiłam. Pokój był cudowny, był w czarno-bieli. Na jednej ze ścian była tylko fototapeta.
- Kochanie zejdź za godzinkę na obiad, dobrze?- zapytała babcia gdy wychodziła.
- Dobrze babciu- uśmiechnęłam się. Rozpakowałam swoje rzeczy i poszłam się odświeżyć. Ze sobą wzięłam czystą bieliznę, "potargane" jeansy i luźną koszulkę z jakimś napisem. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam się. Z pokoju wzięłam kosmetyczkę i wróciłam do łazienki się pomalować. Schodzą już do kuchni wiązałam na głowie czerwoną bandamkę.
- Jak dobrze że już jesteś. Zaraz jemy- powiedziała mama.
- A co na obiad?- zapytałam
- Barszcz z uszkami, a na drugie filet z kurczaka, ryż i sałatka.
- Mniam - uśmiechnęłam się.
- Po obiedzie idziemy pozwiedzać okolicę i przy okazji zrobić zakupy na święta.- odezwał się tym razem tata. " Fajnie' pomyślałam. " Może spotkam jakiegoś ładnego chłopaka." Zaśmiałam się ze swoich głupich przemyśleń.
Tak jak powiedzieli, tak zrobili. Własnie jesteśmy w drodze do jakiegoś dużego marketu. Po 5 minutach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do budynku, wzięliśmy wózek i weszliśmy w labirynt regałów. Po 1,5 h staliśmy przy kasie z dwoma pełnymi wózkami. Było w nich dosłownie wszystko zaczynając od pieczywa, kończąc na rzeczach kosmetycznych. Dużo było śmiechu przy kasowaniu produktów, a jeszcze więcej przy ich pakowaniu. Po zakupach zgodnie stwierdziliśmy że pojedziemy na jakiś deser, a następnie po choinkę. Siedząc już w kawiarni rozmawialiśmy o moich wakacjach. Rodzice wraz z babcią stwierdzili że przyjadę tu na miesiąc wakacji wraz z przyjaciółmi. Ucieszyłam się z tego, bo nudziło mnie coroczne spędzanie wakacji w domu. W pewnej chwili zadzwonił mi telefon. Przeprosiłam i odeszłam od stolika.
- Tak słucham?
- Hej kochana jak tam u Ciebie?
- Ooo.. Hej Lisa. A u mnie świetnie, a jak u Ciebie?
- Oj.. No u mnie jak u mnie. Ciągle nudyy. Mów jaki ci tam u babci- powiedziała radośnie.
- U babci czadowo. Wgl ogarnij. Ona mieszka w willi, a ja nic o tym nie wiedziałam. Właśnie jesteśmy na lodach w jakiejś kawiarni, a za chwilę pójdziemy po choinkę. A jak tam przygotowania do świąt?
- Zaczęte pełną parą. Właśnie wróciłam z choinką- zaśmiała się- i mam zamiar się wziąć za ubieranie jej.
- To się cieszę. EJ ja kończę, bo coś widzę że moi się chcą zbierać. Do następnego. Paa Słońce
- No papa kochanie. - rozłączyłam się. Wróciłam do swojej rodzinki wzięłam płaszcz i wyszliśmy. Po godzinie byliśmy już w domu z okazałą choinką. Od razu wzięliśmy się za jej ubieranie. Po kolejnej godzinie była już gotowa. Mama z babcią robiły coś w kuchni, a tato zawieszał światełka na werandzie.

Dzień Wigilii

Od samego rana zaczęły się przygotowania. Mama z babcią po śniadaniu „zamknęły” się w kuchni i nie wychodzą stamtąd. Tata pojechał gdzieś do miasta po coś, bo brakło. Ja robiłam porządki na piętrze. Wiecie odkurzanie, ścieranie kurzu itd. Gdy skończyłam było ok. 14 więc postanowiłam zejść na dół do kuchni, skąd rozchodził się po domu cudowny zapach różnych pyszności.
- Babciu w czym mogę jeszcze pomóc?- zapytałam.
- Kochanie mogłabyś wyciągnąć zastawę, tą białą. Jak się nie mylę znajdziesz ją w szafce koło okna. A no i jakbyś mogła obrus wyciągnąć było by idealnie.- uśmiechnęła się promiennie.
- Okey.- wzięłam się za wyciąganie zastawy świątecznej. Położyłam ją na stole wcześniej rozkładając obrus. Talerze przetarłam z kurzu i ustawiłam wokół stołu. Sztućce tak jak i szklanki ułożyłam wokół talerza. O godzinie 16 wszystko było gotowe. Poszłam się umyć. Wzięłam długa kąpiel. Wyszłam z wanny, otuliłam się ręcznikiem i ubrałam bieliznę. Następnie rozczesałam włosy i wysuszyłam je. Zrobiłam także delikatny makijaż. Wzięłam z wieszaka szlafrok, ubierając go na siebie. Wchodząc do pokoju skierowałam się w stronę szafy, z której wyciągnęłam prostą czarną sukienkę z rękawem ¾ . Na nogi założyłam cieliste rajtuzy i zwykłe czarne czółenka. Było za dziesięć piąta więc zeszłam na dół, bo za chwile miała się zacząć kolacja. Schodząc usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi frontowych. Będąc jeszcze na schodach nie mogłam dostrzec postaci, wychodzących do domu. Swoją drogą, zdziwiło mnie to że ktoś przyszedł, bo nikt nie powiedział mi że zjawią się goście.
- Melanii zejdź szybko na dół.- krzyknęła mama.
- Już schodzę.- odpowiedziałam. Podeszłam do rodziców i babci, a moim oczom pokazał się chłopak w moim wieku <chyba w moim> , ciemne blond włosy, niebieskie oczy i nienaganne sylwetka. Od razu wpadł mi w oko. Rodzice przedstawili mnie państwu Walker. Chłopak miał na imię Nikodem <ale wołali na niego Nick>, a jego rodzice Katarzyna i Robert. Bardzo mili państwo. Usiedliśmy do stołu po modlitwie. Zaczęliśmy się dzielić opłatkiem, zaczynając od najmłodszego czyli ode mnie. Och no to babci tam zdrowia, miłości itd. Rodzicom cierpliwości do mnie, zdrowia, kasy i miłości. A nowo poznanym zdrowia, pomyślności, szczęścia w życiu, miłości i spełnienia marzeń. Kolacja przebiegła w miłej i wesołej atmosferze.
Ciekawił mnie ten chłopak. Wyglądał znajomo, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd go znam.


---------------------------
Clair mendo masz :P
W końcu dodałam. 
Nie jest to może dzieło sztuki, ale mnie się jako tako podoba. 
Ten rozdział pisałam długoo.. 
Ale w końcu napisałam i dodaje ;)

Do napisania miski ^^
Bayooo :* 
Mell <3

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 11 cz. 1

Z perspektywy Clair:

Krajobraz co sekundę zmieniał się na coś innego. Jadąc autem z taka szybkością, niema w tym nic dziwnego. Głęboko zamyślona obserwowałam , co jest za oknem juz dobre parę godzin. Moje uszy przyzwyczaiły się już do mocnych bitów i głośnego hip-hopu, którego Luke był wielkim fanem. Lubiłam z nim jeździć, właśnie z tego powodu. Nigdy nie było niewygodnej ciszy, bo w środku muzyka wypełniała całe wnętrze. Razem z moją siostra rozmawiali o sprawach, które mnie nie interesowały, czyli meldunek i jego rodzina. Udało mi się podsłuchać, że Luke miał 3 braci i 1 siostrę. Wszyscy mieliśmy spedzic razem Święta. Na tę myśl zachciało mi się wymiotować. W moich myślach pojawilo się wspomnienie rodziców. Byli zawsze uśmiechnięci i dobrzy, Ale zginęli i nigdy ich juz niebedzie. Otrząsnełam się i wsuchałam w muzyke, aby niemyśleć o nich. Nawet niepoczułam jak zasnęłam.
Obudzilo mnie ostre hamowanie. Siostra wypowiadała ze swoich ust najrózniejsze przekleństwa, które wzbudzały we mnie strach. Luke jak zwykle spokojny i opanowany, uspakajał ją. Bylismy na jakimś odludziu pokrytym sniegiem. Droga była wyboista i kreta, a przedewszystkim śliska.
- Jestesmy juz prawie na miejscu - poinformowała mnie Klara
- Okey - powiedziałam sennie.
Obraz gór i drzew rozciagał się na całej długości. Pod białą kołderką wyglądały tak czysto i delikatnie. Musze powiedzieć, że widok mnie zachwycił. Biel aż raziła w oczy.
Dojechalismy do małego domu. Był dwupiętrowy z wieloma oknami. Za duży jak na jedną rodzinkę.
Weszlismy do środka. Było ciepło jak pod kocykiem , w przeciwienswie z mrozem na zewnątrz. W progu odrazu powitała nas puszysta pani. Krótko przyciete blond włosy z brązowymi pasemkami. Niebieska sukienka, troche za ciasna opinała jej ciało. Kobieta może około 40-stki. Ucałowała mocno Klare i Luka, po czym przeszła do mnie.
- Ooo ... co za sliczna dziewczynka. Zapewne Clair - i ścisneła mnie mocno aż zatopiłam się w jej ciele.
- Taa...k  -zdązyłam jeszcze wyjąkać, bo po chwili zabrakło mi oddechu.
- Kochanie, nie widzisz, że dziewczyna jest wystraszona ? - mocny bas przyszedł mi na ratunek. Tzn głos.
Zza kobiety, wyłonił sie mężczyzna średniej postury. Miał krótko przycięte czarne włosy i sweterek w renifery. Podał mi ciepłą dłoń:
- Cześć. Jestem Robbie, a to moja żona Cece. Miło mi cie poznać - uśmiech pochłąnął cała twarz Robbiego- mozesz nam mówic po imieniu. W końcu i tak zaniedługo staniemy się rodziną.
Uśmiechnęłam się lekko. Cece głosno zawołała synów, aż mi prawie bebenki pekły. Luke zobaczył moje skrzywienie i zaczął się śmiać.
Zachwile na schodach pojawiło sie trzech chłopców. Pierwszy miał na sobie czarne spodnie, granatową kamizelkę i białą koszule pod nią. Czarne włosy nigdzie nie odstawały. Jasna twarz, brązowe oczy i wydęte usta nadawały buzi wyraz znudzenia.
Następny wyglądał nieco inaczej.Miał jasno brązowe włosy rozczochrane, gdyby dopiero wstał, czerwona koszula rozpinana a pod nią czarny top nadawały mu jeszcze bardziej niechlujnego wyglądu, w przeciwieństwie do brata. Jego oczy były jak dwa węgielki, czarne pasowały do ciemnej karnacji. Ostatni ,blondyn z postawionymi włosami. Zdawał sie normalny. Ubrany w jakąś normalną zieloną koszulkę z nadrukiem jakiegoś logo drużyny piłkarskiej. Najwidoczniej fan piłki nożnej.
Staneli za ciotką jak na rozkaz, czekając co matka ma im takiego do powiedzenia, że tak głosno krzyczy. Miałam nadzieje, że chce zawołac ich na obiad, jednak się myliłam i spełniły sie moje najgorsze oczekiwania:
- To jest Clair, siostra Klary. Śliczna, nie ? - Zajmijcie sie nią, dobrze ?- wskazała na mnie palcem, a jej pulchna twarz rozjasniała, gdy zaczęła przedstawiac mi synów.- Ten pierwszy to Chuck ma 17 lat. Mądrala moja - Cece ucałowała go w policzek.- następny to Shane, ma 15 lat, chyba mniej więcej w twoim wieku, prawda ? - zwróciła sie na mnie, a ja pokiwałam głową. Głosu niemogłam wydobyć z nieznanych mi powodów.- I to ostatni lat16 - Christopher.
Po szczegółowym przedstawianiu nas, zaprosiła na obiad. Gdy weszłam do jadalni moim oczom ukazał sie stół pełen najrózniejszych potraw: od zup po kurczaki, sałatki i desery oraz koktajle, napoje i herbatki. Co kto woli.
Każdy miał na swoim talerzu nałożone przynajmniej po 3 rodzaje kotletów i sałatek , oprócz mnie. Postanowiłam zachwycić się jedynie sałatką owocową oraz koktajlem truskawkowym. Chciaz nawet to bylo mi trudno zjeśc. Po takiej jezdzie autem, mój żołądek nadal odbywał typowe dla niego turbulencje.
Skończyłam jeść pierwsza, dlatego Cece postanowiła mnie oprowadzić.
Zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Niestety, jak sie potem okazało niebył tylko mój. Był naprawde wielki. Zajmował on około 5 okien, które stały od siebie w odległości metra.
Były tam 4 łóżka, każde w innych rogu. Tylko jedno było przyscielone dla dziewczyny. Szafy 3-drzwiowe i dywan na srodku zajmowały troche miejsca, ale nadal pokój miał swoja przestrzeń. Oprócz tego było wejście na balkonik, jednak nie sądze, żeby ktoś tamtędy wychodził w czasie zimy.
Rozpakowałam sie szybko i poszłam wziąść prysznic. Zanim wszyscy porozmawiali i sie rozpakowali nastał wieczór. Do spania miałam to co zwykle :krótkie szorty i długa, czarną, męską koszulkę, zasłaniająca wszystko. Wygladało jakbym pod spodem nic niemiała, ale no cóż.
Gdy weszłam do pokoju, chłopcy siedzieli na łóżkach głośno o czymś rozprawiając. Zdobyłam sie na uśmiech i powiedziałam "Cześc". Oni jakby się zmówili odpowiedzieli chórem ,jak to raz zrobili ich rodzice. Usiadłam na łózku kiedy poczułam, że cos koło mnie siada. Odwróciłam głowe. Chris patrzył się na mnie, jakby zobaczył ducha. Jego spojrzenie było tak lodowate, że zrobiło mi sie zimno.
- O co chodzi ? - zapytałąm troche za mocno, bo w jego spojrzeniu pojawił sie niepokój.
- Sorki ... - pomyliłem cie z kims - powiedział nieco speszony. Popatrzyłam na resztę. Wpatrywali sie we mnie badawczym wzrokiem.
- Okey... niema za co. Pzepraszam.
Wstał i głosno westchnął.
- Jesteś Clair , tak ? - usmiechnął się miło.
- Tak, a ty Chris. - składałam ubrania, aby nie patrzeć na nich.
- No ... cieszę się ,że spedzimy razem świeta - poklepał mnie po ramieniu i poszedł do swojego łóżka. Chuck również się usmiechnął, jednak Shane odwrócił głowe i poszedł spać. Trochę mnie to zaniepokoiło.
- Dziekuję i przepraszam za kłopot - powiedziałam ,gdy w końcu skończyłam układac i znalazłam sie w łóżku . Wszyscy równocześnie się odwrócili i utkwili we mnie wzrok. Obróciłam sie na drugi bok, i zasnęłam błogim snem.

- Wstawaj ! Kurde co za dziewczyna... Ej ! - krzyknął na mnie jakiś męski głos. Był mocny i grozny. Bałam sie otworzyć oczy, jednak pospiesznie to zrobiłam. Nade mną pojawiła sie głowa Shane, najwyrazniej zdenerwowana. Był już ubrany i szarpał moja kołdrę. Spałam rozwalona na całym łóżku, a koszulka była podwinieta aż po pępek.
- Co jest ? - zapytałam jeszcze na wpół przytomna.
- Moja matka kazała cię zawołać na śniadanie.
- Aaa okey dzięki. - I znowu zamknęłam oczy ...
Tym razem ktoś zacżął mnie podnosić za ramiona.
- Ejj ... czekaj. Nie jestem głodna, jedyne co chce to spać, okey ?
- Hmm .. niechcesz iść, to sam cię tam wezmę. - powiedział chłopak bardzo cicho. Zrozumiałam dopiero, gdy byłam w powietrzu.
Przełożył mnie przez ramie jak lalke i zaczał znosić. Mimo, że go biłam i krzyczałam, niepuszczał. Czułam na nogach jego ciepły oddech i delikatne dłonie. Po schodach odrazu pojawiła sie jadalnia. Wszyscy patrzyli na nas dziwnie, a potem zaczeli sie głośno smiać. Mi nie było do smiechu. W końcu postawił mnie na ziemi. Podziekowałam mu niezbyt miłym spojrzeniem
- Haha ! W końcu ktos zdołał obudzic moją siostrę. Gratulacje - najgłosniej śmiała sie moja siostra.
- Obudzic to jedno , a żeby była na sniadaniu to dopiero wyczyn - zawołał Luke. Fala śmiechu ponownie ogarneła całe pomieszczenie. Usiadłam na swoim miejscu obok Chrisa i ... niesety Shane'a.
Cos mnie uderzyło pod stołem. Ten kretyn zaczał mnie kopać, więc mu oddałam, o wiele mocniej.. Chyba zabolało bo wydobył z siebie głośny syk.
- Nieprzejmuj sie nim tylko wcinaj - uratował mnie z sytuacji Chris.
-  Dobra - usmiechnełam się ,jednak wzięłam jedynie sok pomarańczowy i jabłko.
- Spisz jak kamień - tym razem odezwał sie Chuck - każdy był na górze  próbował cię budzić.
Spojrzałam na niego pytająco. No pięknie.
- Dopero Shane cię zniósł - kontynuował.
- Która w ogóle godzina ?
Luke popatrzył na zegarek - Jest wpółdo 10.
- Co ?! Dopiero ...
- Tak, idziecie dzisiaj z chłopcami po drewno. Trzba zapalić w kominku.
- Ehh ...
Poszłam szybko sie ubrac. Wziełam jasne jeansy z plamami, czarną koszulkę. Włosy zwiazałąm w długi warkocz. Krótkie kozaczki i kurtka w odcieni jasnego brązu dobrze do tego pasowały,. Do tego czerwony szalik i rękawiczki bez palców
Chłopcy mieli na sobie sportowe kurtki i buty. Rózniły sie jedynie kolorami.
W ciszy szlismy do lasu. Oni rąbali drzewo, a ja nosiłam do sanek.
- Heyj, może sie troche zabawimy ? - zawołał Chris.
Spojrzelismy na niego pytajaco.
- Tam jest górka. Urzadzmy sobie wyścigi. 2x2.
- Na drewnie?
- Pewnie !
Chłopcom spodobał sie pomysł. Odrazu wskoczyli na wielki płat drewna. Chuck i Shane weszli na jedno. Chris został sam
- Wsiadasz?
- Taa - weszłam na deske. Siedziałam z przodu mono wtylona w chłopaka. On miał kierowac , więc trzymał sznurek. Wystartowalismy. Zapomniałam ,że miałam lek wysokości. Jechaliśmy z olbrzymią prędkością i to w dodatku z dośc stromej górki. Chłopcy wiwatowali i przeklinali na siebie. Jak narazie wygrywalismy. Sytuacja się zmieniała co pół minuty. Potem juz miałam przysłoniete oczy. Gdy poczułam,że deska juz nie jedzie otwrarłam powieki.
-Wygralismy ! - usłyszałąm głos Chrisa. Cieszył sie jak dziecko. Juz stał i cos krzyczał do pozostałych. Podał mi ręke, a gdy byłam na włysnych nogach mocno uścisnął. Cieszyłam sie razem z nim.
Świetnie sie bawilismy. Potem już napieta atmosfera została rozładowana. Rozmawialismy o szkole, rodzine, przyjacielach. Chuck był w 2 klasie technikum ekonomicznym. Miał dziewczyne o imieniu Betty. Miał najlepsze wyniki w nauce w szkole. Chris chodził do liceum sportowego. Miał mnóstwo koleżanek, a dziewczyna niedawno z nim zerwała. Usmiechał sie jak to mówił i był z siebie zadowoly. Shane kończył 3 gimnazjum. Kiedys miał problemy z narkotykami, ale poszedł na odwyk. Dziewczyny go nieinteresowały, ale jego osoba je owszem.
Zpalilismy w piecu i rozmawialismy aż do wieczora. Potem pojechałam z Cece kupic prezenty. Jutro miałabyc wigilia. Niemogłam sie doczkac.

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 10

Grudzień 2012

- Wolneee !- krzyknęła blondynka wychodząc z budynku gimnazjum. Właśnie zaczęli przerwę świąteczną. Cieszyła się z tego, ponieważ szkoła ja już męczyła, od ponad miesiąca odliczałą dni do końca..Wchodząc do domu rodzice oznajmili jej że na święta jadą do babci w Polsce. Ucieszyła się z tego. Lubiła babcię Tosię.
- Wyjeżdżamy dziś wieczorem, idź się spakuj. – krzyknęła za nią mama gdy ta była już na schodach. Będąc już w pokoju z pod łóżka wyciągnęła dużą czerwoną walizkę. W szafy zaś wyciągnęła masę ubrań i wpakowałam je do walizki. Po godzinie miałam wszystko spakowane. Była 15 więc zeszłam na obiad. Na talerzu była fasolka, za którą szczególnie nie przepadała, a poza tym była tak podekscytowana wyjazdem, że nawet nie chciało jej się jeść. Pospiesznie poszła do pokoju zadzwonić do Clair oznajmić jej o wyjeździe.  Nie było jej dzisiaj w szkole, bo rzekomo zachorowała. Po prostu wiedziała, że przyjaciółka wyleguje się w łóżku i albo śpi albo ogląda filmy na laptopie. Leń.
Po trzecim sygnale, odebrała zaspanym głosem. Czyli spała do 15. Super.
- Czego ?!
-Wstawaj, wiesz która godzina ?! - warknęła blondynka. Nie mogła uwierzyć, że można spać do tej godziny.
- Przepraszam ... Czego potrzebujesz ?
- Wyjeżdżam !!! - krzyknęła na całe gardło, ale Clair nie podzielała jej humoru.
- Fajnie, ciesze się - powiedziała sztucznie
- O co chodzi ?
- Hmm ... Miałam nadzieje, że zostaniesz, przynajmniej miałabym jakąś pretensje, żeby nie spędzać świąt z Klarą, Lukiem i jego rodzinką.
Mell poszukała w pamięci Luka. Aaa tak... no przecież. Narzeczony jej siostry Klary. Spotkała go tylko raz w życiu, ale wydawał się naprawdę fajny. A co do jego rodziny, słyszała od Clair o jego matce, ojcu i dwóch braciach. Miał jeszcze siostrę, ale jej nie znała, bo wyjechała do Londynu na studia.
- Ehh wybacz, jadę do babci, obiecałam jej. Poradzisz sobie.
- Taa na pewno ... Słuchaj masz do mnie dzwonić bo nie wytrzymam.
- Dobra dobra - z dołu słychać było krzyk mamy, żeby skończyła gadać bo za chwile wyjeżdżają.
Szybko się pożegnała, wzięła walizkę i zeszła na dół. Nie mogła się doczekać spotkania z babcia. Obok mieszkali jej kuzyni i starzy znajomi, z którymi spędzała czas, gdy jeszcze jeździła tam na wakacje. Niestety potem, coś w ich rodzinie się popsuło i niebywali tam tak często.
- Gotowa ? - zapytała mama.
- Gotowa !
I wyszli. Jechali 110/h zostawiając za sobą rodzinne miasto i wymijając granice Polski.

- Clair ! Pakujesz się już ? - dziewczyna usłyszała głos siostry z dołu. Nie chciała jechać i bez ogródek powiedziała to siostrze, ale ta odpowiedziała jej że świąt niemożne spędzać sama. Nie dała jej żadnego wyboru, dlatego postanowiła działać sama. Gdy Klara nie usłyszała odpowiedzi weszła na górę do siostry  Clair skuliła się potulnie pod kołdrą, udając udrękę i ból.
- Ałł... mój brzuch - powiedziała prawie z płaczem
-  Już raz się nabrałam na te twoje gierki. Wstawaj! - krzyknęła siostra ściągając z niej kołdrę.
- Zostanę i będę pilnować domu. Co jak ktoś nas okradnie ?
- Bawisz się w pieska ? Wstawaj i się pakuj, bo zabiorę ci laptopa na czas świąt.
Tym argumentem każdy mógł przekonać brunetkę. Szybko wstała z łóżka i zaczęła się pakować. Wzięła kilka podkoszulek, spodni, dres i bluzę oraz dwie sukienki na szczególne okazje. Sama wzięła czarne spodnie z dziurami i niebieską koszule z kamizelką. Kozaczki, które niedawno dostała od ciotki idealnie pasowały do tej okazji. Poszła pod prysznic, przy okazji pakując kosmetyki. Była głodna jak wilk, więc zaleciała do sklepu aby kupić coś na podróż i na śniadanie ( Zawsze gdy przyjeżdżała Klara z Lukiem, w lodówce było pusto). Zabrała z półki dwie puszki coli bez cukry, batona, gumy do żucia i drożdżówkę z budyniem. Jogurt bananowy, chleb pełno ziarnisty oraz serek biały również znalazły swoje miejsce w koszyku. Szła z powrotem pospieszana przez siostrę, ciągle dzwoniącą do niej na komórkę. Po drodze mijała domy przyjaciół. Melanii już nie było. Światła w jej domu było pogaszone, a na podjeździe nie było auta. Dave miał jechać do kuzynki na Alasce, ale jeszcze  był w domu. Za to Matt siedział w domu, musiał zostać, aby zorganizować paczki po świętach. Niestety okazało się, że miała mu towarzyszyć Cloe. Chłopak nie był z tego zadowolony, ale się zgodził, wcześniej uprzedzając i pytając przyjaciół o zdanie.
Clair wróciła pospiesznie do domu. Luke już ładował auto walizkami. Musieli jechać na drugi koniec kraju, aby spędzić święta z jego rodziną. Wszyscy mieli się spotkać w jakimś domku, wynajętym przez ojca Luka w górach. Siostra była podekscytowana zwiedzeniem nowego miejsca, tym bardziej że nigdy niebyła w górach, jak i również Clair. Załadowane auto, gotowe do wyjazdu. Szybko wsiedli i odjechali. Mieli przed sobą długa drogę.



piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 9 CD

C.D

Z perspektywy Clair :


Gdy otworzyłam oczy słońce jeszcze nie pojawiło się na horyzoncie. Gwiazdy jeszcze świeciły, a blask księżyca, próbował przebić się przez zasłony w moim pokoju. Choć powoli się rozjaśniało, nie czułam pośpiechu, aby jeszcze zasnąć. Wręcz przeciwnie. Wstałam i poszłam wziąć gorąca kąpiel. Ta normalna czynność, pomagała mi się zastanowić nad niektórymi sprawami i przezwyciężyć je. Nie poprawka. Miałam przyjaciół, którzy na pewno mi pomogą, dadzą mi wsparcie.
Przez ostatni tydzień Melanii pomogła mi się podnieść po stracie Nicka, choć sama starała się ukryć smutek, który wywołany był przez mojego kuzyna. Widziałam jak cierpi gdy widzi Cloe i Matt'iego. On sam tego nie widział jak ją krzywdzi. Dziś była środa. Wyjazd do kina. Po wyjściu z ciepłej kąpieli, ciało otuliłam miękkim białym ręcznikiem. Włożyłam na siebie biały komplet bielizny, a na to zarzuciłam biały top, czerwone rurki i czarny sweterek. Włożyłam do uszu czerwone kolczyki i oko podkreśliłam czarną kredką. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju po torebkę. Leżała na biurku na przeciwko drzwi. Wrzuciłam do niej portfel, klucze i telefon nie zapominając o słuchawkach. Zeszłam na dół i z blatu stołu wzięłam pieniądze, wcześniej przygotowane przez moją mamę.
Wybrałam się do całodobowego żeby kupić najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy już byłam na miejscu, a w mojej dłoni znalazł się wstrętnie, zielony koszyk, zaszyłam się między regałami. Na początek napoje. Wzięłam z półki 2 butelki soku pomarańczowego, następnie w moim koszyku znalazła się paczka ciastek zbożowych. Nie mogło się także obejść bez jogurtu i jakiś owoców. Gdy podeszłam do lady kasjerka dziwnie na mnie spojrzała. W sumie nie dziwie jej się. Bo która normalna nastolatka o tak wczesnej godzinie jest w sklepie w środku tygodnia?
- Dzień dobry.- powiedziała z wielką łaską.
- Dzień dobry pani- odpowiedziałam, uśmiechając się do kasjerki. Po chwili już wychodziłam z zakupami. Gdy przechodziłam obok domu Melanii w jej pokoju świeciło się już światło co oznaczało że spędziłam trochę w sklepie. Popatrzyłam na wyświetlacz komórki. Godzina wskazywała za dziesięć siódma. Odwróciłam teraz głowę w drugą stronę i zobaczyłam mojego kuzyna w oknie. Patrzył, jeżeli się nie mylę, smutnym i stęsknionym wzrokiem w okno naprzeciw. Wchodząc do domu dostałam sms od Dave'a z prośbą byśmy sami dziś poszli do szkoły. Napisałam mu że ok. i że napiszę do Matta że nie idziemy z nimi. Nawet nie ściągając butów z nóg weszłam do kuchni zostawiając w torebce tylko sok pomarańczowy i ciastka. Przygotowałam sobie na szybko musli i zjadłam. Równo o 7.30 zadzwonił  dzwonek obwieszczający że trzeba się zbierać. Wzięłam torbę z krzesła i wyszłam z domu ubierając jesienny płaszczyk. Zamknęłam drzwi przywitałam się z Davem, który już na mnie czekał.. Zauważyłam już prawie za zakrętem Melanii, za którą biegł Matty.
- Widziałeś?
- Co?- zapytał zdziwiony chłopak.
- Matty biegł za Melanii.
- Mówił mi coś że chce z nią pogadać, ale ona  nie odbiera jego telefonów i nie odpisuje na sms.
- Kurde ,że oni musza mieć takiego pecha - powiedziałam, widząc jak przyjaciółka popycha i wrzeszczy na mojego kuzyna. - Powinniśmy im pomoc ...
- Nie, nie będziemy się znowu wtrącać, już zapomniałaś o tamtej sytuacji ?
Hmmm... nie musiał o tym przypominać. W chwili poczułam jak moja twarz jarzy się czerwienią, a chłopak przygląda mi się badawczo. Nie wiedziałam, czy on wie, czemu nie przyszłam na dyskotekę i wyskoczyłam na Mell i szczerze wolałabym żeby nigdy nikt mu o tym nie wspominał. Zawsze mogłam na nią liczyć, ale najbardziej bolało mnie to , że ona na mnie nie, że teraz ze swoimi problemami musiała radzić sobie sama lub z Lisą ... Tak bardzo chciałam pomóc, ale tak bardzo bałam się podejść. Jednak ostrzeżenie na jej temat, abym się nie wtrącała, chyba nie zadziałało, bo już w myślach zaczęłam knuć spisek jak ich pogodzić. A najlepszą frajdę sprawi mi poniżenie Cloe. Z zamyślenia wyrwał mnie przyjaciel:
- Znowu coś knujesz, prawda ?
- Nie ... czemu ?
- Twoja mina mówi sama za siebie.
Szybko zmieniłam temat na szkołę, zostawiając daleko w tyle Mell i Matta. O dziwo nadal się kłócili, a ona była w coraz większej rozpaczy.
Autobus stał już pod szkoła, To nie był ten w którym, każdy czuje sie dobrze, ale na odwrót. Miał ciemno zielony kolor, który przyprawiał mnie od mdłości, a jeszcze nim nie jechałam. Zażyłam szybko tabletkę i weszłam do środka. Usiadłam z samego tyłu razem z przyjacielem, czekając aż reszta dojdzie.
W końcu pojawiła się Mell, Matthew, a za nim ... Cloe . Grrr ... chyba miałam dość groźny wyraz twarzy, bo gdy popatrzyła się na mnie lekko sie wzdrygnęła. Pomachałam przyjaciółce aby tu podeszła. Miałam wrażenie ze robi to z niechęcią.
- Usiądziesz z nami ?
- Mhmm - usadowiła się na miejscu obok mnie.
W tym właśnie momencie mój kuzyn z wredną zdzirą podeszli i również tu usiedli.
Dziewczyna od razu zrezygnowała z siedzenia z nami i poszła do Lisy. A ja właśnie w takiej niekomfortowej sytuacji, wolałam włożyć słuchawki do uszu i zapomnieć o całym świecie. Nagle poczułam że odpływam..
Obudziło, mnie gwałtowne hamowanie, autobusu. Zauważyłam,  że spałam wtulona w ramienia Dave, a on był oparty o twardą szybę. Słodko. Nie dość tego, byłam przykryta jego bluzą. Rozejrzałam się. Cloe wpatrywała się we mnie tak intensywnie, że aż coś mnie ukłuło.
- Co jest ? - zapytałam sucho
- Nic ... po prostu myślę. Jak Nick mógł chodzić z kimś takim jak ty ...
- Tak ? Dobre pytanie. Ale lepsze jest, jak ja mogłam chodzić z kimś takim jak on i dać się nabrać na te jego gierki. No cóż ... ale wiesz ? Nie czuje się wcale źle, bo w końcu nie tylko ja się nabrałam.
Zrobiła tak zmieszana minę, że mnie to rozśmieszyło.
Dotarliśmy na miejsce. Gdy mój zaspany kolega w końcu się obudził, weszliśmy do kina. Rozejrzałam się powoli, gdy zobaczyłam, że pewna kobieta wchodzi do schowka, bardzo małego i wyciąga miotłę. To nasunęło mi świetny pomysł.
Był już środek filmu, napisałam wiadomość do Melanii, a także do Matta prosząc o pilną rozmowę. Sama ukryłam się za kwiatkiem naprzeciwko. Mój kuzyn wszedł pierwszy i zamknął drzwi, następnie moja droga przyjaciółka otworzyła je, a gdy zobaczyła kto tam jest, chciała się odwrócić. Wyprzedziłam ją i wepchnęłam do środka.
- Matt ! Masz 5 minut żeby przeprosić Mell i wszystko wyjaśnić. A jak nie ... obiecuje, nie będzie z tobą dobrze. Usłyszałam trochę przekleństw w moim kierunku, przekazywanych od Melanii, ale zbytnio się nie przejęłam. Stałam sobie tak, zamyślona, gdy poczułam że ktoś za mną stoi.
Myśląc ,że to Dave odwróciłam się i ... Dostałam w twarz. Od Cloe. Bolało, ale nie oddałam.  Patrzyłam na nią, czekając na wyjaśnienia, a ona znowu się na mnie rzuciła, chcąc otworzyć drzwi. Nie pozwoliłam jej na to i lekko odepchnęłam w tył. I tak zaczęła się bitwa o ... drzwi. Toczyła się dopóki moi ukochani przyjaciele nie wyszli. Ona wtedy zwiała więc ja też się ulotniłam. Pobiegłam do łazienki, zobaczyć jak mnie urządziłam. [podbite oko ... mogło być gorzej]. Skoczyłam szybko na sklepy po okulary przeciwsłoneczne i wróciłam do sali. Film się powoli kończył, a nauczyciel wygłosił mi długie kazanie, o szlajaniu się po sklepach, po tym jak zauważył mój nowy nabytek.
Cała trójka posłała mi pytające spojrzenie, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Mell się do mnie uśmiechnęła i podziękowała, po czym skarciła, że o tak nie powinnam się wtrącać.
Po zakończeniu szybko wyszłam z sali kinowej, wcześniej wysyłając do siostry sms , żeby po mnie przyjechała. Nie chciałam, aby ktoś mnie zobaczył, a w szczególności Dave, dlatego pobiegłam do auta.
Klara wypytała się kto mi to zrobił, a ja odparłam tylko, że moja koleżanka nie chcący podbiła mi oko.
Dojechałyśmy do domu w ekspresowym tempie i od razu się położyłam. Głowa tak bardzo mnie bolała, że myślałam że zwariuje.
Obudziła mnie siostra, mówiąc ze ktoś na mnie czeka, a ona sama musi wyjść z domu. Byłam przebrana w dłuższą koszulkę mojego szwagra. Tyle. Myślałam, ze to Mell więc się nie wkładałam nic na siebie więcej, ale moje przeczucia mnie zawiodły. Dave siedział na kanapie, zakłopotany i zamyślony. Podeszłam i dotknęłam jego ramienia. Najwidoczniej się przestraszył, ale mimo to posłał mi ten swój czarujący uśmiech. Odpowiedziałam tym samym. Potem wstał, a ja kompletnie zapomniała, o sińcu.
- Czyli naprawdę się biłyście ?! Ona ci to zrobiła ...
- To nic ... nic mi nie będ ... -przerwałam bo jego ręka zaczęła gładzić mnie po policzku. Powoli zaczęłam się cofać, wiedząc do czego to prowadzi. Jednak zamiast to spowolnić, przyśpieszyłam. Potknęłam się o sofę i spadliśmy na nią obydwoje. I wtedy się stało. On leżąc na mnie, zareagował i mnie przytrzymał. Pocałował mnie szybciej niż przypuszczałam. Najpierw delikatnie, a potem coraz bardziej namiętnie. Nie mogłam się oprzeć i oddałam pocałunek.

Przepraszam bardzo za takie opóźnienia w dodawaniu postów, ale szkoła i nauka zajmowała dużo czasu ;(
Teraz ferie to na pewno będą dodawane częściej.
Pozdrawiam i mam nadzieje, że spodoba Wam sie ten rozdział ;D

Clair ^^

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 9

Tydzień później.


Przez ostatni tydzień Melanii pomagała Clair pozbierać się po rozstaniu z Nickiem. Ale sama zaczęła zauważać że Matty przez to że jest w grupie z projektu z Geografii z Cloe, zaczyna odsuwać przyjaciół na dalszy plan. Ostatnimi czasy dla przyjaciół nigdy nie ma czasu. „ I wszystko przez tą ździrę” pomyślała blondynka. Tak samo Dave i Clair się od niej odcinają.
Poniedziałek  (u Mel)
Wstała rano niechętnie, bo wiedziała że będzie musiała znosić Matta i Cloe. Nie było jej to na rękę, ale starała się aż tak tym nie przejmować. A że nic jej z tego nie wychodziło, to już swoją drogą. Postanowiła ubrać na siebie zwykłe jeansy i jakąś koszulkę. Delikatny makijaż dopełnił całość. Wzięła torbę i zeszła do kuchni gdzie zastałą rodziców przy kawie.
-Dzień dobry rodzinko- powiedziała wesoło nastolatka zaglądając do lodówki.
-Hej córeczko- odpowiedzieli jej rodzice. – Słuchaj kochanie jest taka sprawa.- zaczęła mama Melanii- z ojcem musimy wyjechać na 5 dni do Liverpoolu, a ty zostaniesz sama w domu.
- Żartujecie sobie ze mnie w tym momencie?- zapytała zdziwiona- Kiedy jedziecie?
- W czwartek.
- Nie no bosko. Szybko mnie o tym informujecie. – powiedziawszy to wyjęła jogurt z lodówki i spakowała go do torby. Z blatu wzięła butelkę zwykłej wody i wyszła z domu trzaskając drzwiami. Wcześniej biorąc kluczę i zarzucając na smukłe ramiona skórzaną kurtkę. Była zła na rodziców że dopiero teraz jej o tym mówią, ale z drugiej strony cieszyła się że będzie miała wolną chatę. Po ok.10 minutach doszła do szkoły. W szafce zostawia swoje rzeczy. Jednak nie zauważyła rzeczy Clair, a przecież jak szła do szkoły to widziała ze ona idzie z Dave'm i ma na sobie czarny płaszczyk. Zdziwiło ją to. „ Może przeniosła się do szafki z Dave'm?” Przeszło przez myśl dziewczynie. Pod salą znalazła się po chwili. Przywitała się z Lisą, która już tam była. Chciała podejść do Clair, ale ta delikatnie zbyła ją wzrokiem. Była ubrana w miętowy sweterek i jasne rurki. Gdy widzi Matta nawet nie chce podchodzić do niego, bo nie dość że olewał ją przez ostatni tydzień to szedł z Cloe.
- Zapowiada się ciekawy i długi dzień. Jak nie tydzień. – powiedziała do Lisy.
- Chyba masz rację.
Obie stwierdziły że nie ma sensu się nad tym użalać i poszły przejść się po szkole. Zahaczyły także o świetlicę. Melanii poprosiła panią by przypomniała wszystkim o czwartkowej próbie. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się tylko. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek oznajmiający rozpoczęcie lekcji. Przyszły wraz z nauczycielem. Podniosły torby i weszły do klasy siadając w przedostatniej ławce przy ścianie. W połowie lekcji nauczyciel znudzony już naszym ciągłym gadaniem przesadził całą klasę. Melanii musiała usiąść z Matthew.
- Proszę pana, ale czy ja naprawdę muszę? Ja naprawdę będę siedziała cichutko z Lisą. Tylko błagam niech mi Pan nie każe siadać z nim.- Prosiła Mel.
-Nie ma takiej możliwości. Siadasz z nim i koniec.
- A nie może on sobie siedzieć z moją jakże „cudowną” – mówiąc to nakreśliła w powietrzu cudzysłów-  przyjaciółką? Czy to jest naprawdę trudne do zrozumienia że nie chce mieć z nim żadnej styczności? Wystarczy że muszę go oglądać w szkole.
- Mel o co Ci chodzi? – zapytał zdziwiony chłopak.
- Hmm.. A o co mi może chodzić od jasnej cholery. Nie zauważyłeś że ani ty ani Clair ani Dave nie… A z resztą nie ważne. – Stwierdziła że to i tak nie ma sensu żeby mu to tłumaczyła. – Psorze usiądę z nim, ale pod warunkiem.
- Ty mi tu nie będziesz dyktowała warunków. Usiądziesz sama. – powiedział oschło.
- No dobrze. Przepraszam.- powiedziała z udawaną skruchą. W sumie o to jej chodziło.  Kombinowała jak mogła żeby z nim nie siedzieć i w końcu jej się to udało. Kolejne lekcje minęły jej dość nudno. A przerwy spędzała z Lisą i Brendą.
Skończyła się właśnie ostatnia lekcja, angielski. Najgorsze 45 minut w jej życiu. Nie dość że babka się na tej lekcji na nią uwzięła to była w grupie z Dave'm, Clair i Matthew. Pani stwierdziła że na tej lekcji Napiszą opowiadanie na temat własny. Oczywiście przeciągnie się to na kolejny 2 lekcje czym dziewczyna jest załamana. Zeszła do szatni, wyciągnęła klucz i wyciągnęła  kurtkę, wcześniej otworzywszy szafkę. DO domu nie było jej dane dość w spokoju. Bo gdy znalazła się za bramką szkoły usłyszała za sobą wołanie Dave. Ubrała tylko słuchawki i puściła muzykę na fula. Akurat w kolejce była piosenka  A Fine Frenzy - AlmostLover. Dziewczyna przypomniała sobie swoją solówkę. Włożyła w nią tyle serca. Wyrzuciła z siebie wszystkie uczucia. Chciała się jak najszybciej znaleźć w domu, a następnie iść do Domu Kultury. Będąc prawie w ogrodzie ktoś złapał ją za rękę i chamsko odwrócił ją w tył. Był to Dave, mówił coś do niej, ale ona nie słyszała przez muzykę. W końcu wyciągnęła słuchawki z uszu. 
- Mówiłeś coś? – zapytała
- Tak. Pytałem dlaczego się tak zachowujesz względem nas? Dlaczego tak nas ranisz?- podniósł głos.
- Ja was ranię? Dobre mi żarty. Gościu zastanów się kiedy ostatni raz ktoś z was raczył się ze mną skontaktować albo coś. I to wy ranicie mnie. Nie mam w was oparcia. O waszych związkach dowiedziałam się z portalu społecznościowego, a chyba powinnam od Was prawda?- krzyczała dziewczyna. Oczy zaczęły się jej szklić. Chłopak nic nie odpowiedział tylko spuścił głowę i puścił blondynkę. – No właśnie o tym mówię… - Weszła na posesję swojego domu. Szybkim krokiem weszła do domu, a następnie do swojego pokoju. Na ziemię rzuciła torbę z książkami, a do ręki wzięła pustą torbę i wrzuciła do niej legginsy, luźną koszulkę i płytę z piosenkami. W drodze do DK, zadzwoniła do Amandy < 30-letnia kobieta, która dobrze zna Melanii. Pracuje w DK> z wiadomością że za jakąś chwilę będzie w budynku. Kobieta tylko się zaśmiała. Po 5 minutach była już na sali i rozgrzewała się. Gdy tylko usłyszała pierwsze takty Stupid In Love, w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Zapomniała o rozgrzewce i dała się ponieść emocją. Tylko tańcem potrafiła wyrazić swój smutek, ból, cierpienie, a także radość. W chwili gdy zaczęła tańczyć nic więcej się nie liczyło. Z każdą następną piosenką czuła się lepiej. Gdy już nie miała siły po prostu bezradnie usiadła na scenie. Siedział tak z 15 minut myśląc co by było gdyby ktokolwiek dowiedział się że tańczy. U niej w szkole gdy ktokolwiek miał styczność z tańcem był potępiany. No chyba że chodzi o taki taniec jak na dyskotece. To zdaniem uczniów jej gimnazjum to jest coś innego. O tym że tańczy wiedzą tylko trzy osoby. Jej rodzice i Lisa, która również należy do tej grupy tanecznej co ona.

W domu
Wróciła ok. 16. Otwierając drzwi od pokoju uderzyła ją fala gorącego powietrza więc podeszła do okna i go otworzyła. W oknie naprzeciwko zauważyła Matta, który uporczywie wpatrywał się w nią. Prychnęła tylko pod nosem i wywróciła oczami. Torbę rzuciła na podłogę i zeszła do kuchni zjeść obiad. No niestety nie znalazła go w kuchni. Podeszła do lodówki i zauważyła na niej rażąco żółtą karteczkę. „ Kochanie na obiad zamów sobie pizze bądź coś w tym stylu. My jesteśmy u dziadków. Wrócimy późnym wieczorem. Pieniądze masz w szafce nad mikrofalą. Kochamy Cię Mama i Tata ;*”
- No cóż, głodować nie mam zamiaru. Na pizze też nie mam ochoty. To zostaje mi zrobić spaghetti. – Mówiąc to wyciągnęła makaron wraz z sosem. Przygotowała danie raz dwa i cieszyła się smakiem sosu pomidorowego połączonego z makaronem. Gdy zjadła udała się do pokoju i zajęła się lekcjami. Ok. 19 skończyła z nauką i poszła się umyć. Była zmęczona tym dniem. Dość szybko wzięła prysznic i położyła się spać.

Wtorek
- Boże daj mi siłę, bo coś im zrobię wszystkim!- wydarła się Melanii. Od 1,5 godziny siedzi w auli szkoły i stara się nie denerwować na aktorów. Jak widać nie wychodzi jej to.- Matthew! Kuźwa możesz w końcu zająć się graniem, a nie patrzeniem na Cloe.- wycedziła przez zęby wściekła już blondynka. Bo ile można odgrywać jedną scenę? Jak widać można. Tą scenę powtarzali już z 8 raz i za każdym razem chłopak śmiał się bądź zacinał w tym samym momencie. – Koniec na dziś mam dość! Kolejna próba w czwartek.- powiedziała i wyszła. Miała dość już dzisiejszego dnia, ale jeszcze czekał ją trening na basenie. Z szafki wzięła kurtkę i torbę z rzeczami na basen.  Dwugodzinny trening poprawił jej samopoczucie. Wróciła do domu. „ Jutro do kina. Hmm… To będzie ciekawe”. Pomyślała dziewczyna kiedy leżąc na łóżku czytała lekturę. Poprosiła mamę żeby odebrała ją i Lisę z kina. Ona się zgodziła. Dziewczyny chciały iść na zakupy. Rozmawiała także z rodzicami o ich wyjeździe. Dowiedziała się że jadą w sprawach służbowych. 

Środa
Około godziny 7 została wyrwana ze snu przez budzik. Niechętnie zwlekła się z łóżka i poszła do łazienki. Weszła pod prysznic i puściła zimną wodę dla rozbudzenia. Włosy umyła truskawkowym szamponem, a ciało także truskawkowym żelem pod prysznic. Zakręciła wodę i wychodząc z kabiny okryła się ręcznikiem. Włosy rozczesała i wysuszyła suszarką. Oczy delikatnie podkreśliła kredką do oczu, a usta błyszczykiem. Poszła do pokoju i  z szafy wyciągnęła biały sweterek, spodenki,czarne rajtki i czarną torbę, którą rzuciła na łóżko. Do tego z dolnej półkiwyciągnęła czarne czółenka, a z wyższej półki wyciągnęła czarno białą czapkę.Włożyła na siebie wybrany zestaw. Do ręki wzięła torbę i wpakowała tam portfel, paczkę chusteczek, słuchawki, błyszczyk i kilka innych rzeczy. Z oparcia krzesła ściągnęła skórzaną kurtkę i zeszła na dół.
- Hej mamuś – przywitała się radośnie nastolatka.
- Hej kochanie – uśmiechnęła się rodzicielka.
- Jak tam spakowana?
- No jeszcze nie do końca dziś będę dopakowywać wszystko. Strasznie się boje jak to będzie. Jak ty sobie w ogóle poradzisz?
- O mnie się nie martw potrafię coś ugotować, rozważna też jestem więc nie ma się co bać że CI dom spalę – zażartowała dziewczyna.
- No dobrze. To o której mam po was przyjechać?
- Hmm.. Seans mamy na 8.50 trwa on jak się nie mylę 1,5 godziny więc bądź na 10.20 przed kinem – uśmiechnęła się.
- Dobrze. Okey ja idę do sklepu potrzebujesz coś?
- Nom, możesz kupić mi zapas jogurtów pitnych z Danona. Tylko ten truskawkowy bądź brzoskwiniowy. I zgrzewkę Kubusia w butelce z brzoskwinią. I jakieś owoce. I to będzie na tyle- uśmiechnęła się do mamy. Rodzicielka wzięła kluczyki od auta i torebkę i wyszła z domu, a Mel z lodówki porwała tylko jabłko i Kubusia. Z komody w holu wzięła klucze i okulary przeciwsłoneczne i wyszła  z domu. Gdy wyszła z posesji założyła na uszy słuchawki i zauważyła że Matty wychodzi z domu. Nie chciała żeby on ją zobaczył więc przyspieszyła kroku. Lecz na nic jej się to zdało. Chłopak ją zobaczył i podbiegł do niej chwytając za rękę. Ściszyła tylko muzykę.
 - Czego chcesz? – zapytała oschło.
- A może jakieś hej, dawno się nie widzieliśmy.
- Taaa.. i co jeszcze? –zadrwiła
- O co Ci chodzi? – zapytał zbity z tropu.
- Hmmm.. O co mi może chodzić? – udawała że się zastanawia - Czekaj już wiem. Moi przyjaciele ostatnimi czasy mnie olewają. Nie maja dla mnie czasu. O ich związkach dowiedziałam się z Fb. A no i co najważniejsze mają na mnie wyjebane. – powiedział to i przyspieszyła kroku. Matthew stał osłupiały przez chwilę. Gdy się ocknął podbiegł do przyjaciółki.
- My cię olewamy, nie mamy dla ciebie czasu i mamy na Ciebie wyjebany? Chyba Ci się coś pomyliło.- zakpił z niej.
- Mnie się pomyliło? Mnie? Popatrz na siebie. Czy jeszcze nie zauważyłeś że ta cała Cloe jest z Tobą żeby mi zrobić na złość? Jak jeszcze tego nie zauważyłeś to ja Ci w życiu życzę powodzenia. Albo czy zauważyłeś że Twoja kuzynka jest z Twoim najlepszym przyjacielem. Jeżeli mogę go tak jeszcze nazwać.- wykrzyczała mu w twarz i wyrwała rękę z jego uścisku i szybki m krokiem ruszyła w stronę szkoły. Matty wlókł się kilka metrów za nią i myślał nad tym co mu powiedziała. Czy faktycznie aż tak oddalił się od przyjaciół że nie wiedział nawet że Clair i Dave są parą? Tylko dlaczego powiedziała że Cloe jest z nim tylko żeby zbudzić niej zazdrość?  Może jej sama zazdrości? Takie i wiele innych pytań chodziło mu po głowie. Za to Melanii była już pod szkołą gdzie czekała na nią Lisa

C.D.N

Ja się pod tym nie podpisuje. 
Rozdział jest beznadziejny i długii...
W ogóle miałam inną koncepcję na ten rozdział, ale nie zapisałam jej sb i mi z głowy wyleciała.
A ogólnie to co tam u was?
Bo u mnie chujowo, ale stabilnie?
No nie wiem czy do końca stabilnie. 
Kolejny rozdział też mam zamiar napisać.
Jeżeli tylko Kamcia się na to zgodzi ;)
Ogólnie o w tym rozdziale jest 2003 wyrazy.
Jestem z siebie dumna.
Pozdrowienia dla wszystkich, którzy to czytają. 
Kocham Was <3

Do napisania

Mell<3

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 8

Mell i Clair poszły wcześniej do szkoły, aby porozmawiać. Chłopcy nie mieli nic przeciwko temu, więc dziewczyny nie zastanawiały się długo. Poszły dość przed czasem i zastały zamkniętą szkołę. Długo czekały na woźną, która wręczyła im klucze do budynku. Otworzyły szkołę, również jak i wszystkie sale. Zostały nagrodzone za to uwagami pozytywnymi.
Gdy w końcu skończyły robotę, usiadły przed biblioteką, gdzie znajdował się grzejnik. Uwielbiały tam siedzieć, a w szczególności w zimie. Nie tylko ze względu na ciepło, ale również dlatego że były częściowo ukryte za automatami. Skrytka o której nikt nie wiedział tylko one.
- No więc ... - Mell zaczęła rozmowę siadając obok Clair.- Chłopaki wiedzą o tobie i Nicku
- Hmm .. wiedziałam, że prędzej czy później to się stanie, więc się nie martw. Najpierw sama miałam nadzieje, że wzbudzę w nim zazdrość, ale teraz nie zależy mi na tym.
- Lubisz Nicka ? Tak bardziej? Bo wiesz zawsze mi się zdawało, że to Dave jest twoja miłością...- zapytała Melanii.
- Wiesz, też tak zawsze myślałam... Ale nie mogę ciągle czekać, aż on podejmie jakąś decyzje. Wiem trochę przesadzam, no ale nie mogę zawsze czekać. On prędzej czy później, też by sobie kogoś znalazł, a ja nie mam tak naprawdę pewności co do mnie czuje.
- Ale ja za to mam. Ale to są twoje uczucia, po prostu mam nadzieje, że Nick cie nie zrani. Martwię się
- Wiem - uśmiechnęła się smutno Clair - a ja mam nadzieje że ty będziesz szczęśliwa. Pogadajmy o tobie i Matty'm. Co zamierzasz ?
- Teraz jego kolej żeby coś zrobić...
- A wiec po kolei  - roześmiała się słodko dziewczyna.
- Wiem. - tajemniczy uśmiech.Mell zawsze przyprawiał o dreszcze, nigdy nie było wiadomo co dziewczyna sobie myśli. Chłopcy w niej to uwielbiali.
Nastolatki powoli zmierzały pod sale, było już po dzwonku, a miały się jeszcze przywitać z reszta przyjaciół. Niestety, to co zobaczyły pod salą bardzo je zasmuciło.
Cloe, taka jakby przyjaciółka Mell i Clair, przystawiała się do Matty'ego i łapczywie na niego patrzyła. Należała do tych z wyższych sfer. Bogaci, dobrze wychowani. Bankiety, kluby, wakacje nad morzem, takie było życie dziewczyny, którego Clair i Mell nie zaznały nigdy.
Bogaczka ubrana w śliczną satynowa bluzeczkę i rybaczki zwężane u dołu. Wszystko było by jeszcze w miarę, gdyby nie fakt, że do jej szczupłych, kościstych ramion przylegała czerwona bluza chłopaka. Siedziała pośrodku chłopców. Wszyscy się śmiali i byli dość weseli. Melanii zaczęła się cofać, gdy nagle Clair chwyciła ją za rękę i poprowadziła do grupki. Stawiała opór, ale nic jej to nie dało. W kilka sekund znalazły się tuż obok.
Clair podeszła do Matta i się przywitała, po czym go serdecznie uściskała. Dave, najpierw nie zwrócił na nią uwagi, udawał że nie widzi przyjaciółki, ale tej nie chciało się bawić w takie coś i podeszła. Powiedziała mu cześć i wtuliła się w jego ciepłe ciało. On zaskoczony, troszkę zmieszany odwzajemnił uścisk. Dziewczyna zanurzyła nos w jego bluzę  i poczuła zapach perfum Dave'a. Zapach, który nie mógł się równać z rządnymi drogimi perfumami, niczym. Zapach lasu, drzew i benzyny zlewał się we wspaniałą woń. Jednak nastolatka, opamiętała się i odskoczyła od niego jak poparzona. Zapomniała się, a Dave nadal patrzył na nią pustymi oczyma, w których czaiła się ciemność, złość i smutek.
Melanii chwiejnym krokiem podeszła do Matthew, od którego przed chwila odeszła przyjaciółka. Uśmiechnął się do niej i sam wziął ja w ramiona,.Dziewczyna odwzajemniła uścisk i cmoknęła go w policzek. Od zawsze chciała tak robić, ale drugim powodem była obecność Cloe, która wpatrywała się w nią z zaciśniętymi pięściami, mierząc z góry do dołu. Dziewczyna dzisiaj była ubrana w kwiecistą sukienkę, marynarkę oraz czarne baleriny. Przez ramię miała przewieszoną brązową torbę, a we włosy włożone okulary. Świetny zestaw na taka pogodę.  A poza tym umawiali się na plac zabaw, wiec chciała dobrze wyglądać i w końcu pobyć z przyjaciółmi.
Lekcje jak zwykle, nudne, niemające sensu. Trzy kartkówki niezapowiedziane, nie zrobiły wcale wrażenia na uczniach, a wręcz ich pobudziła. Nauczyciele zrozumieli już po kilku minutach, jak wielki błąd popełnili.
Gdy Melanii wracała sama do domu z chłopcami, ponieważ Clair wracała z Nickiem, bo przecież z nią chodził, więc nie było to nic dziwnego. Zauważyła  że coś bądź ktoś czai się w krzakach. Ktoś ich obserwował. Jak popatrzyła w tamta stronę przelotnym wzrokiem, postać szybko zanurzyła się w krzaki. Nastolatka wiedziała, że to na pewno jakaś dziewczyna, bo poznała po kruchej budowie ciała i włosach do ramion. Jednak nie miała ochoty demaskować "tego kogoś"  i nie zwracająca uwagi dołączyła do rozmowy chłopców o najnowszych wiadomościach. Tematem było tajemnicze znikanie dziewcząt i chłopców. Sprawca niewykryty, ale policja już zajmowała się tym od tygodnia. Ani jednego śladu, zupełnie nic.
Clair wracała z Nickiem. Był dzisiaj bardzo spokojny, aż za bardzo. Jednak gdy kilka razy próbowała coś z niego wyciągnąć, chłopak zbywał ja świadomie. W końcu się poddała. Szli za rękę koło parku, gdzie przed chwila przechodzili przyjaciele, Gdy nagle centralnie, pod ich nogami wywróciła się dziewczyna , w jakimś kamuflarzu. Gdyby nie spadł nie rozpoznali by jej. Cloe, leżała na ziemi. lekko zdezorientowana. W końcu poczuła na sobie ich wzrok i odwróciła głowę. I jak gdy nigdy nic , zwiała. Oni tylko wzruszyli ramionami i poszli dalej. Chłopak prawie się nie odzywał, aż w końcu zapytał.
-Robisz coś dzisiaj ?
- Hmm no muszę się uczyć i pewnie się położę , jestem zmęczona- powiedziała zapominając o umówionym spotkaniu.
- Aaa no ok ok dobra ja lecę, pa słońce - i pobiegł nawet się nie żegnając.
- PA - odpowiedziała i poszła do domu. Na FB wiadomość od Mell z przypomnieniem o spotkaniu. Dziewczyna wzięła szybki prysznic i pobiegła.
Słońce prażyło jak oszalałe, a oni męczyli się grą w siatkę. Świetnie się bawili, rywalizując. Matt i Mell razem w zespole radzili sobie o niebo lepiej niż Clair i Dave. Mieli spora przewagę. Mell na początku nie chciała być z Matty'm, ponieważ nadal była zła o to co miało miejsce rano.
Dziewczyny po wykańczającej grze pobiegły po coś na ochłodę, a chłopcy mieli znaleźć dobrą miejscówkę,  aby odpocząć.
Mell wpadła na pomysł na zakup lodów, więc starczył im jeszcze tylko na butelkę picia. Szły i widziały już sylwetki kolegów, którzy kogoś bacznie obserwowali.
- Na kogo się tak patrzycie - zapytała Clair i dopiero wtedy spojrzała w tamta stronę.
Siedział tam Nick z Veronicą, w samym staniku. Migdalili się i chichotali.
Matt próbował chwycić Clair za rękę, ale ta automatycznie mu się wyrwała i pobiegła w tamtą stronę. Przyjaciele nie spodziewali się takiej reakcji, ponieważ zawsze raczej uciekała, ale byli ciekawi co za chwile się wydarzy.
Dziewczyna biegła rozwścieczona, łapiąc po drodze patyk. Stanęła nad nimi, wpatrywała się w nich, aż oderwali się od siebie. Vera z ironicznym uśmieszkiem, a Nick ze ... strachem ?
- To nie tak ja myślisz ....
- A jednak. Ok słuchaj koleś, nie obchodzi mnie co tu robicie ani co zamierzacie, bo w sumie wiadomo, ale nie próbuj się do mnie więcej zbliżać - nastolatka zaczęła odchodzić, gdy chłopak chwycił jej dłoń w żelaznym uścisku.
Spiorunowany wzrokiem dostał mocno w twarz, aż w lesie odbiło się echo.
- Żałosne - zaśmiała się przymusowo Clair i odeszła z powrotem.
 Nie dawała nikomu się dotknąć ani pocieszyć, ale wiedzieli jak bardzo cierpi w środku, pomimo uśmiechów na zewnątrz.


poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rodział 7

Matt siedział na łóżku. Za 20 minut miał wychodzić i iść po Dave, Clair i ... Mell. Ta dziewczyna kompletnie zawróciła  mu w głowie. A szczególnie po wczorajszym, po tym co się wydarzyło. Nie wiedział jak ma się zachować w jej towarzystwie.
Mijało powoli 5 minut ..... 10 minut .... 15 minut .... 20 minut  .... A on nadal rozmyślał. W końcu wyrwał się z transu i zszedł na dół. Ubrał kurtkę, bo na dworze wiał silny wiatr. Chociaż Mell mieszkała zaraz na przeciwko jego, poszedł najpierw po Dave, mieszkającego 2 domy dalej. Musiał się komuś wygadać, a on był jego przyjacielem. A poza tym chciał się dowiedzieć co u niego i Clair. Zależało mu aby kuzynka była szczęśliwa, a z Davem na pewno szczęście by odnalazła.
Już miał naciskać na dzwonek, gdy chłopak pojawił się w progu zaskoczony.
- A gdzie masz Mell ?
- Hmm ... chciałem pogadać na osobności - powiedział speszony chłopak
- Wal. - Dave uśmiechnął się i zrobił zaciekawiona minę. Nikt nie był bardziej ciekawy niż on.
- Yyy całowałem się ... tzn ... Mell mnie pocał...
- Co ?! Mell cie pocałowała .... Ale jaja !- chłopak zaczął się śmiać i uścisnął Matthew - Gratulacje, stary. Ciesze się, że tobie się układa. Jestem z ciebie dumny
- Noo ... dzięki. A jak z Clair ? Wiesz coś ?- nastolatek próbuje zmienić temat
- Nie wiem, dzisiaj chce z nią porozmawiać. Idzie dzisiaj z nami do szkoły ?
- Raczej tak wczoraj pisała o której. Więc spoko - uśmiechnął się i poklepał chłopaka po ramieniu.
O wilku mowa....
Dave rozmawiał z przyjacielem, gdy ten nagle odwrócił wzrok i spojrzał za siebie. W ich stronę szła Clair. Miała na sobie czerwoną tunikę z leginsami i spodenkami, włosy związane w warkocz na bok lekko opadające. Na głowę miała opaskę również czerwona, jak i trampki. Gdy ich zobaczyła uśmiechnęła się wesoło i przyspieszyła kroku.
- Ładnie wygląda ,nie ? - zapytał Matt, chociaż już dobrze znał odpowiedz.
- Noo ... - nastolatek tylko tyle potrafił wyjąkać, a dziewczyna była już prawie obok nich.

Clair już wcześniej ich widziała, ale nie chciała patrzeć im w oczy. Nadal była zaskoczona, tym co się wydarzyło. Musiała porozmawiać z Mell i to jak najszybciej.
- Hej wam - powiedziała uśmiechając się. Przywitała się z obydwoma i od razu dodała - Gdzie macie Mell ?
- Mieliśmy właśnie po nią iść - odpowiedział Dave
- Spoko zaczekajcie, ja po nią pójdę - znowu wystrzerzyła zęby w uśmiechy i szybkim tempem poszła w stronę domu przyjaciółki. Właśnie zamykała drzwi, gdy nastolatka do niej pobiegła i mocno ją przytuliła.
- A tobie co ? - zapytała wesoło Melanii
- Musze z tobą porozmawiać i to naprawdę.
Wyszły na ulice i szły w stronę chłopców.
- Wiesz, wiem że - zaczęła Clair - głupio postąpiłam unikając was. Chodziło o to, że ty i Dave ... on mi się podobał , a ja nie chciałam stawać wam na dro...
- Aaaa ... bo ty jeszcze nie wiesz. To były żarty. Zemsta tak jakby żebyś ty i twój kuzyn niemieszalni się w nieswoje sprawy - odpowiedziała poważnie- Ja z Davem nie chodzę udawaliśmy...
- Że co ?! No super ... , no bo widzisz ja się całowałam - powiedział cicho prawie niedosłyszalnie Clair
- Co zrobiłaś ?
Tym razem nastolatka powiedziała jej na ucho. Byli już koło chłopców, gdy Melanii w końcu zrozumiała i krzyknęła na głos
- Całowałaś się ?!
Spojrzenia wszystkich skierowały się na zawstydzoną Clair, której twarz przybrała kolor purpury
- Przepraszam - powiedziała przepraszająco przyjaciółka, gdy zauważyła chłopców stojących z otwartymi buziami gapiących się na dziewczynę.
- Zabije cię , już nie żyjesz !
Mell pokazała jej język i przywitała się z przyjaciółmi . Po czym wróciła do przyjaciółki. Szły tyłem więc mogły spokojnie porozmawiać. Nastolatka opowiedziała dziewczynie o niej i o Matthew , na co ona strasznie się ucieszyła.. Gdy dotarli do szkoły, udali się na lekcje wychowawczą, gdzie dowiedzieli się o wyjeździe do kina. Miała się odbyć w przyszłym tygodniu w środę i mieli jechać na film pt. " Igrzyska śmierci". Czwórce przyjaciół to nawet pasowało, bo mieli się na ten film wybrać razem. Reszta dnia minęła im w miłej atmosferze. Wracając razem do domu umawiali się na jutrzejszy wypad na plac zabaw oraz na wyjście do szkoły.
- No to co powiecie na 16 ? - zapytał podekscytowany Dave
- Mi pasuje - odpowiedzieli chórem przyjaciele.
Wszyscy wybuchli śmiechem, ale przerwał im dziwny krzyk dobiegający za ich plecami.
Z tyłu biegł Nick sprintem, tak szybko jakby coś się paliło. Po kilku sekundach był już przy nich. Położył rękę na ramieniu Clair, przez co przyjaciele zmierzyli go wzrokiem łącznie z dziewczyna.
- Musimy porozmawiać. Natychmiast.
- Nie chce ... - nastolatka była wyraźnie przytłoczona.
- Chodź, naprawdę.- Nick zaczął ciągnąc ją za rękę.
- Nie masz prawa jej rozkazywać - Dave zdenerwowany odepchnął chłopaka
- A ty kim jesteś, chodzisz z nią ? Nie ? Więc się nie wtrącaj.
Tym razem Clair podniosła przepraszająco ręce i odeszła razem z chłopakiem.
- Kim on do cholery jest ?1
- Wiesz myślę że ma większe prawo do niej niż ty. Pocałował ją ostatnio. ... Ups! - Mell niechcąca się wygadała. Przez to była zmuszona opowiedzieć chłopcom co wydarzyło się miedzy nimi. Niebyli zbytnio z tego zadowoleni. Wiedziała, że Dave lata za Clair. Matt również to wiedział, dlatego resztę drogi do domu spędzili pocieszając chłopaka. Jednak to nie pomagało. W końcu doszli do swoich domów, czekając co przyniesie im następny dzień.

- Co ty wyprawiasz ? - Clair nie wiedziała co powiedzieć  Pierwszy raz była w takiej sytuacji. Od czasu pocałunku nie rozmawiała z Nickie, unikała go i tej rozmowy jak mogła. Bała się.  On jednak nie wyglądał na zawstydzonego, jakby już to kiedyś przerabiał.  Był dzisiaj ubrany w czarna koszulkę z niebieskimi napisami, i jeansowe spodnie. Jak zwykle luźno.  Do tego niebieska baseballówka, która kompletnie nie pasowała do poważnego wyrazu jego twarzy. Gdyby nie chodził z nią do klasy, bała by się go.

- Słuchaj to co zaszło ... Na dyskotece ... no wiesz
A jednak nie był taki spokojny.
- Rozumiem, mam zapomnieć, nie .? Niema sprawy....
- Nie o to chodziło. Zależy mi i to bardzo. Ale nie wiem czy tobie, co jak co ale pocałunku nie odwzajemniłaś. No wiec, jaśniej. Czy jesteśmy razem, czy nie ?- I tak odpowiedziała mu długa cisza. Bardzo długa i dziewczyna która patrzy się na niego zdezorientowana miną, błyszczącymi oczami i otwarta buzia, jakby coś ja zaskoczyło. Bo tak było.

- Yyy no wiesz ... Nie spodziewałam się tego. Mogę ... Mam jakiś czas na zastanowienie ? Dzień ? Kilka godzin ?
- Jasne, ale masz dać mi odpowiedz. Porostu mi zależy  Ok, muszę lecieć na wyrównawcze z polaka. Na razie  - pocałował ją w usta i poszedł. Znowu.

A Clair ponownie stałą jak wryta, niewiedzą co robić.  W drodze do domu, zadzwoniła do swojej przyjaciółki i wszystko jej opowiedziała. Jednak ona wydawała się taka spięta, wiec postanowiły porozmawiać jutro na przerwie. Melanii miała jej coś ważnego do powiedzenia.
Gdy doszła do domu było już ciemno, a gwiazdy błyszczały. W domach Mell i Matta świeciło się jak zawsze. U Dave było zgaszone światło, co ją zmartwiło. :"Pewnie był zmęczony : pomyślała i sama się położyła, gasząc światła , od razu pogrążając się we śnie.